Sesji dzień ostatni.
Godzina 4.00. Błogosławiony sen.
Godzina 9.20. Do mojej świadomości dociera charakterystyczna melodia słodkogorzkiej symfonii The Verve. Chwilę później uświadamiam sobie, że przecież G. obiecała dzwonić do mnie tak długo aż oddzwonię. Walczę z pokusą, by wyciszyć dźwięki i na powrót paść w objęcia Morfeusza, ale po pierwsze G. zadzwoniłaby w takiej sytuacji na domowy a po drugie tkwi we mnie jednak elementarne poczucie obowiązku. Odpuszczając sygnał daję sobie jeszcze kilka minut na całkowite wyrwanie się ze snu. Rzecz jasna nie dane jest mi poleżeć spokojnie – znów dzwoni telefon, nieprzytomnym wzrokiem szukam więc czerwonej słuchawki i wreszcie udaje mi się odebrać. Pomyłka. No tak. Dalsze udawanie, że jeszcze się nie rozbudziłam nie ma większego sensu.
Potykając się o stosy ubrań leżących na podłodze docieram do łazienki i próbuję doprowadzić się do stanu używalności. Myjąc zęby patrzę na lustro i usiłuję sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz je czyściłam.
Po raz pierwszy od tygodnia jem normalne śniadanie (czyt. mam czas na coś w miarę pożywnego, nietrującego i smacznego). Zaparzam kawę (po drodze prawie wylewam mleko i cudem unikam śmierci od noża do krojenia chleba) i wtedy spada na mnie jak objawienie niezwykła pewność, że lustro czyściłam po raz ostatni dwa tygodnie temu.
Wracam do pokoju ze śniadaniem, rozglądając się ostrożnie, żeby o nic się nie potknąć. Zagrożenie stanowi prawie tysiącstronicowy Jaroszyk, segregator oraz morze kartek, na których wbrew pozorom łatwiej się poślizgnąć niż na skórce od banana.
Mam 10 minut na przejrzenie informacji, sprawdzenie poczty, włączenie eMule’a (w końcu w niedzielę był 15. odcinek „Grey’s Anatomy ”) i już jest…
Godzina 10.25 Wychodzę, by przez dwie i pół godziny słuchać wykładu dr. S. na temat rezonansu magnetycznego, smogu elektromagnetycznego, ultrasonografii dopplerowskiej i innych wspaniałości.
Godzina 14.15 Upragniony obiad. Mama byłaby w szoku, gdyby zobaczyła że jem dwa kawałki pieczeni i nawet zjadam ziemniaki.
Godzina 15.00 Back home. Soundtrack z „Grey’s Anatomy” w tle, kartki na biurku, kartki na podłodze, kartki na stoliku, podręczniki i segregator pod ręką, kilkanaście ołówków i długopisów panoszących się w niezajętej przestrzeni i ja.
Uprasza się o trzymanie jutro kciuków za niżej podpisaną w godzinach od 10.30 do 13.00.