Osobowość schizoidalna cechuje się tendencją do izolowania się, niewytwarzania silnych związków oraz wycofywania się z kontaktów emocjonalnych i społecznych, "uznawania ich za niepotrzebne". Przy dużej wewnętrznej wrażliwości, wyrażanie uczuć jest ograniczone, co powoduje pozorny chłód i dystans uczuciowy, brak syntonii z innymi. [...] Ludzie tacy na ogół działają samotnie, często żyją w świecie marzeń i fantazji, są ambitni, skłonni do introspekcji, ekscentryczni.
J.W. Aleksandrowicz "Psychopatologia zaburzeń nerwicowych i osobowości"
Siedzimy na wyjątkowo nudnym seminarium z dermatologii i przeprowadzamy z G. wiwisekcję mojej duszy. Problem izolacji od społeczeństwa zdaje się niepokoić moich najbliższych, tata podejrzliwie pyta, czy chirurgia nie jest dla mnie kolejną ucieczką od społeczeństwa, mama nie potrafi zrozumieć, że ja naprawdę nie lubię rozmawiać z większością ludzi, nie dlatego, że ich nie lubię, tylko dlatego, że tego nie potrzebuję. Więc siedzimy z G. na seminarium z dermatologii i zastanawiamy się, czy mój brak potrzeby kontaktów międzyludzkich jest patologią. G. chyba uważa, że tak, swoją opinię wyraża jednak bardzo delikatnie, na tyle delikatnie, że nie uważam za słuszne drastycznie się zmieniać. Jeśli w ogóle.
Gubię się na trzydziestu metrach kwadratowych, nie potrafię odnaleźć się na przestrzeni między czerwonym fotelem a biurkiem, obijam się o kanty i brzegi, rzeczywistość dosłownie nabija mi kolejne siniaki. Z moją pamięcią jest coraz gorzej, mam wrażenie, że z każdym dniem głupieję coraz bardziej, z każdą kolejną jednostką chorobową, o której czytam zapamiętuję coraz mniej i coraz bardziej doskwiera mi inercja tych studiów, opierających się na czymś, w czym nigdy dobra nie byłam - wprowadzaniu kolejnych zdań do pamięci trwałej i odtwarzaniu ich o dowolnej porze dnia i nocy. Tęsknię za salą operacyjną, marzę, by wreszcie skończyć stronę internetową mojego koła, ale póki co utknęłam z encyklopedią chorób, zwaną godnie Patologią i nie zapowiada się, bym uwolniła się od niej wcześniej niż 8. lutego.
Wczoraj na przystanku spotkałam R. a spotkanie to wywołało we mnie niezrozumiały niepokój. Nie wiem czy ma tu znaczenie to, co robiliśmy w pewną sobotnią noc, raczej skłonna jestem myśleć, że to spokój płynący od niego tak na mnie wpłynął, niemniej jednak nie można wykluczyć, że odezwała się we mnie prymitywnie cudowna fizyczność. Tak czy siak, wróciłam do domu i włączyłam Między słowami, zaś widok Tokio o zmroku sprawił, że zapragnęłam podróży, przynajmniej mentalnych. A sorta fairytale i widzę korytarze metra, i zieleń drzew nad brunatną Sekwaną, i ażur żelaza pnącego się do nieba; always take the weather with you - a przed oczami mam wieżowce na Canary Wharf, Tamizę brudną i najsłynniejszy zegar na świecie wybijający godzinę drugą w nocy; i widzę naszą czwórkę, jak siedzimy na przystanku, zmęczeni i szczęśliwi, i słuchamy opowieści Ł. o mosiężnych uchwytach do toalet.
G. powiedziała ostatnio, kiedy się nad tym zastanowisz, okaże się, że możesz wszystko; próbuję w to uwierzyć, zbieram się w sobie, by stawić czoła realizacji marzeń i powtarzam niczym mantrę, you can't stop me now.