♫ “Is there anything I can do for you dear? Is there anyone I could call?”
“No and thank you, please Madam. I ain’t lost, just wandering”
Mam ostatnio złe sny, krzyczę we śnie a więc Bóg istnieje! i w tym samym momencie przelatuje koło mnie nietoperz, budzę się przerażona, a potem znów zasypiam i jest dużo umierania i złych uczuć w moich snach.
Każdy chce się zmienić, wszyscy się zmieniają, robią liftingi, zaczynają się uczyć lub przestają palić, ale tak naprawdę nikt się nie zmienia, robimy podstawówkę z dorosłości i co roku dostajemy czerwony pasek po dupie za nasze osiągnięcia. Ja przynajmniej, ja wciąż jestem zastraszoną ośmiolatką, którą dręczy kolega w szkole, wciąż jestem poważną ośmiolatką, czytającą encyklopedie, wciąż jestem samotną ośmiolatką siedzącą na pieprzonym parapecie, bezowocnie czekającą na gości, którzy mieli przyjść na moje urodziny. I to wcale nic, że mam 23 lata, uchodzę za bezwzględną sukę, mam powodzenie wśród facetów i na nikogo nie muszę czekać. To wszystko, co mam, co zdobyłam pracą, manipulacją, sex appealem, to wszystko, to są próby samotnej, zastraszonej, poważnej ośmiolatki, żeby wreszcie zejść z parapetu. Ale wiecie. Ludzie się przecież nie zmieniają.
Dziś na Łobzowskiej zobaczyłam śnieg, uśmiechnęłam się do siebie i pomyślałam - takie cuda tylko w Polsce, a potem zobaczyłam spalony samochód i gaśnicę rzuconą metr dalej, chciałam zbudzić się przerażona, ale tym razem to nie był sen.