czwartek, października 23, 2008

♫ “Is there anything I can do for you dear? Is there anyone I could call?”
“No and thank you, please Madam. I ain’t lost, just wandering”



Mam ostatnio złe sny, krzyczę we śnie a więc Bóg istnieje! i w tym samym momencie przelatuje koło mnie nietoperz, budzę się przerażona, a potem znów zasypiam i jest dużo umierania i złych uczuć w moich snach.

Każdy chce się zmienić, wszyscy się zmieniają, robią liftingi, zaczynają się uczyć lub przestają palić, ale tak naprawdę nikt się nie zmienia, robimy podstawówkę z dorosłości i co roku dostajemy czerwony pasek po dupie za nasze osiągnięcia. Ja przynajmniej, ja wciąż jestem zastraszoną ośmiolatką, którą dręczy kolega w szkole, wciąż jestem poważną ośmiolatką, czytającą encyklopedie, wciąż jestem samotną ośmiolatką siedzącą na pieprzonym parapecie, bezowocnie czekającą na gości, którzy mieli przyjść na moje urodziny. I to wcale nic, że mam 23 lata, uchodzę za bezwzględną sukę, mam powodzenie wśród facetów i na nikogo nie muszę czekać. To wszystko, co mam, co zdobyłam pracą, manipulacją, sex appealem, to wszystko, to są próby samotnej, zastraszonej, poważnej ośmiolatki, żeby wreszcie zejść z parapetu. Ale wiecie. Ludzie się przecież nie zmieniają.

Dziś na Łobzowskiej zobaczyłam śnieg, uśmiechnęłam się do siebie i pomyślałam - takie cuda tylko w Polsce, a potem zobaczyłam spalony samochód i gaśnicę rzuconą metr dalej, chciałam zbudzić się przerażona, ale tym razem to nie był sen.

wtorek, października 14, 2008

♫ C'est que l'existence, sans un peu d'extrême, est inacceptable



Wiecie, blondyn potrafi być dosyć przekonujący i chyba spróbuję tę całej osławionej monogamii, bo to może być całkiem ciekawy eksperyment, choć zapewne krótki i wybuchowy. Póki co piekę czekoladowe muffiny, uczę się przebiegu nerwów czaszkowych, wkuwam niemieckie słówka i wydaję nieprzeciętną fortunę na bieliznę i książki, dwie największe słabości mojego życia (moja mama wznosi w takich chwilach oczy do nieba i mówi dziecko, Ty zostań jednak chirurgiem plastycznym, bo Ty bogata musisz być). Życie kręci mi się jak w kalejdoskopie od wszystkich rzeczy do nauczenia, języków do poznania i ludzi do zrozumienia.

Takiego października jeszcze nie było.

piątek, października 10, 2008

♫ My, my, how can I resist ya?



Mogłabym pisać o wielu rzeczach, bo ostatnio wiele rzeczy się dzieje, na przykład: siedzę na dworcu w Berlinie i czekam na pociąg i dostaję smsa o treści Gratulujemy! Wygrałeś Sony Vaio. Pomijając męską formę zwrotu to reszta okazała się prawdą. Naprawdę wygrałam Sony Vaio. No bo jak wiecie, ja kocham Bonda. Colę Zero też kocham. A Cola Zero rozdaje bilety na Bonda, 7 dwuosobowych biletów dziennie i kiedy kupowałam w niedzielę Colę Zero, żeby mieć co pić w drodze do Berlina, to tylko te bilety na Bonda mnie zafascynowały, no bo serio - znacie kogoś, kto wygrałlby latopa w jakimś konkursie? Ja nie znam. Więc wysłałam smsa z nadzieją wygrania dwuosobowego biletu na Quantum of Solace. No i widzicie, biletu nie wygrałam. Ale mocarny Sony Vaio jest mój już od poniedziałku (a mocarny jest naprawdę, i piękny też, i ponoć Bond w QoS go używa!).

Natomiast mój problem z mężczyznami polega głównie na tym, że my się nawzajem za bardzo lubimy. To prowadzi do różnych dwuznacznych sytuacji, które czasem prowadzą do sytuacji bardzo jednoznacznych. Ja najwyraźniej nie jestem z gatunku monogamicznego, mnie są potrzebne w życiu podniety; spokój i cisza sprawdza się tylko na krótką metę, na dłuższą metę mnie jest potrzebna różnorodność. I-n-t-e-r-n-a-c-j-o-n-a-l-n-o-ś-ć, to moje nowe odkrycie, jak bowiem można oprzeć się wysokiemu, przystojnemu brunetowi, który jest muzykiem, lekarzem i zapaśnikiem na raz, i po zakończeniu Winner Session, kiedy sączę margeritę, mówi do mnie z rozbrajającym uśmiechem well, i didn't understand any of your presentation, I was too busy admiring you in your dress. No przecież nie da się nie ulegnąć i, tak, ja wiem, że romanse na wyjeździe to straszne cliche, ale mówię Wam tego trzeba spróbować. Życie nabiera zupełnie innych barw. Na przykład, można wylądować 4. października na placu przed Reichstagiem i, nie zważając na dzikie tłumy patriotycznych Niemców, całować się namiętnie z wyżej wymienionym brunetem lub też można stać w metrze i również całować się z ww. brunetem; lub też można... tak naprawdę to wszystko można. Najciekawsze zaś jest to, że potem ów brunet pisze smsy oraz maile, więc wiecie, the plot thickens, tym bardziej, że ja również w Polsce nie potrafię się powstrzymać, co prowadzi do zabawnych sytuacji, na przykład mówię, że spotykam się wieczorem z moim facetem, a kumpela z niewzruszoną miną pyta z którym? I wiecie, co jest najgorsze? Musiałam dobrze zastanowić się nad odpowiedzią.