poniedziałek, marca 26, 2007

No.


To wiosna przyszła.

Zaś TO jest piosenka sezonu. Oh so true, oh so true.

♫ Girlshapedlovedrug

G. mi mówi, że powinnam być miła, że mam być wesoła i zabawna, tak, zabawna właśnie mam być. I wzdycha G., podnosi G. oczy do nieba, kiedy ja po raz kolejny traktuję pytanie jako pytanie samo w sobie, nie dorabiam teorii, nie dostrzegam aluzji, jak mnie ktoś pyta to ja odpowiadam, ja nie potrafię się domyślić, że tu nie chodziło o samo pytanie, tylko o coś więcej, zdecydowanie o coś więcej. To znaczy czasami się domyślam. Tyle że po czasie. Jak na przykład wtedy, kiedy ten Anglik pocałował mnie w policzek, życząc miłej nocy. Ale to mi się rzadko zdarza, zwykle G. jednak na mnie krzyczy. G. chyba ma ze mną utrapienie, to znaczy ona nic nie mówi, ale ja przypuszczam, że ja trudna jestem, skoro nawet własna mama mi mówi, że jestem podobna do Cristiny Yang to znaczy, że coś w tym musi być, aczkolwiek ja tego nie widzę, mnie się wydaje to przesadzone, choć może rzeczywiście 75 punktów w teście na inteligencję emocjonalną czyni ze mnie debila w zakresie odczytywania ludzkich absurdów. Wyszło chyba coś nie tak, wyszło chyba nie do końca tak, jak chciałam, a teraz już raczej niewiele można zmienić, teraz to jedynie można się pogodzić z tym, że się budzi strach wśród większości ludzi. Ta twoja ostatnia notka sprawia, że się wydajesz bardziej ludzka mówi G. a ja się zastanawiam, czemu poprzednie notki robiły ze mnie osobę nie-ludzką (i tak, ja wiem, że G. pojawia się w tej notce zbyt wiele razy, ale to jest taka kryptoreklama, G. zawsze i wszędzie, G. na ból głowy, G. na ból brzucha, G. na kaca, G. na każdą okazję).

Tak poza tym, jakby się jeszcze ktoś nie domyślił, to tę notkę sponsoruje Red Bull w wersji light, bo, wiecie, jak się człowiek rozchoruje trzy dni przed deadlinem oddania 15-stronicowego tłumaczenia, z którego zrobiło się stron dwie a za dwa kolejne dni ma wygłosić wykład na temat podwyższonego ciśnienia śródczaszkowego to, wiecie, naprawdę nie pozostaje nic więcej niż Red Bull w wersji light oraz dużo silnej woli.

A z tym rozchorowaniem to było tak, że najpierw byliśmy w knajpie a potem poszliśmy nad Wisłę, no a w drodze nad Wisłę poczułyśmy z G. nieodpartą potrzebę wstąpienia do toalety. No a akurat po drodze był hotel, więc weszłyśmy do hotelu a ponieważ zawiane byłyśmy i wstyd nam było (bo my tak naprawdę wstydliwe jesteśmy) to udawałyśmy Angielki z potrzebą, pan nam chyba uwierzył. Potem zaś wreszcie udaliśmy sie na wały, zasiedliśmy na ławeczce i piliśmy piwo, ewentualnie wiśniówkę, i było bardzo romantycznie do czasu.

Do czasu kiedy zrobiło się nam zimno w tyłki i każdy poszedł tam, gdzie chciał. My poszłyśmy do McDonalda. My zawsze chodzimy do McDonalda, bo w McDonaldzie jest dobre jedzenie i jest wspaniała atmosfera do przeprowadzania rozmów egzystencjalnych i ja naprawdę nie żartuję. Zapytajcie G.

No, ale w końcu zjadłyśmy te nasze McChickeny i wypiłyśmy Colę oraz Shake'a i musiałyśmy wrócić do domu, czego bardzo nie chciałyśmy, bo powrót do domu oznacza stawienie czoła rzeczywistości, a przede wszystkim porankowi. A poranek był trudny. Właściwie poranek to było dopiero preludium. To znaczy wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że kupiłam surówkę do obiadu. Powiadam Wam, koszmarne jest uczucie, gdy żołądek usiłuje wyjść z jamy brzusznej przez przełyk. Chociaż uczucie, że zamarznie się zaraz na śmierć jest jeszcze gorsze. Chociaż i tak najgorsze jest pragnienie, którego nie można ugasić, bo najmniejszy łyk wody działa na żołądek jak ostroga na konia.

Jak to dobrze, że ludzkość stworzyła nifuroksazyd.

środa, marca 14, 2007

Turlaj kamyk i doktor od brzuchów


- Ale gdzie Panią boli dokładnie?

- W brzuchu, w brzuchu mnie boli, dokładnie to nie wiem, nie powiem panu. To nawet nie boli, panie doktorze, to tylko tak jakby mi ktoś kamieniami wypełnił brzuch. Ja mam przez to problemy z chodzeniem, ja mam przez to problemy z myśleniem, ale i tak najgorzej to jest z oddychaniem, nie mogę oddychać i się duszę, wie doktor? Trochę tak jakbym się topiła, zachłystuję się rzeczywistością i potem muszę kaszleć, kaszlę tak, że mam wrażenie, że wypluję zaraz płuca a to bardzo boli więc już wolę zachowywać się jak topielec. Tyle, że wtedy rzeczywistość mi się wlewa do płuc i już nie ma miejsca na tlen, no i tak, tak, w sumie to też boli.

- I to taki stały ból jest?

- To takie ataki są. Zaczyna się drobnostką, wystarczy, że wyglądając przez okno w tramwaju popatrzę w lewo zamiast w prawo, tak jak dziś na przykład, całkiem tak, jak dziś. Przez miesiąc myślałam, że już za mną te ciągłe lamenty i narzekania, już był spokój i cisza, cisza i spokój, jak zawsze i jak przedtem, nawet zaczęło mi się to podobać. I wsiadłam, wie pan, do tramwaju, a korki były. Straszne korki są w tym mieście, wytrzymać nie można. Więc wsiadłam i czekałam aż tramwaj ruszy, a długo nie ruszał (przez te korki właśnie). Popatrzyłam w lewo (a przecież mogłam byłam w prawo, nie wiem czemu akurat w lewo popatrzyłam) no i przypadkowo zobaczyłam ten charakterystyczny sposób gestykulacji i przechylania głowy i ten uśmiech na dokładkę a ten uśmiech to mnie dobił. Nie wiem czemu uśmiechy są takie dobijające, no naprawdę. W ogóle ja uważam, że trupów nie powinno się ożywiać, nawet chodzące mumie budzą strach a umarłe miłości są jeszcze bardziej przerażające, więc to w ogóle było nie na miejscu to całe...

- Ja bardzo proszę, do rzeczy.

- No to mówię przecież. Popatrzyłam w lewo zamiast w prawo. No i koniec. Kamień w brzuchu.

- Pani to już leczyła wcześniej?

- A pewnie, że leczyłam. Homeopatycznie – znaczy wie doktor, dawkowałam truciznę w małych ilościach, w małych ilościach trucizny ponoć pomagają, ale to kłamstwo jest, to nie pomaga wcale. No to całkiem odstawiłam, ale też nie wyszło, nawet gorzej, bo teraz to jestem tak odzwyczajona, że jak przypadkiem sie napatoczy to ataki jakby silniejsze. No i najgorsze, że mi mówią, że to chroniczne jest. Że ewentualnie to to może zelżeć trochę, ale tego nie wyciągnę, operacja nawet nie pomoże, tak mi mówią. Że się przyzwyczaić trzeba. Ale ja nie umiem się przyzwyczaić, bo wie doktor, bo to wszystko moja wina była a jak moja wina to mnie się wydaje, że ja to powinnam naprawić, ale się nie da, nie da się. Próbowałam, ale kamień siedzi i nie chce wyjść. No i ja już nie wiem co ja mam robić, więc przyszłam do doktora, doktor się zna na brzuchach, to sobie myślę, doktor mnie pomoże. Co ja mam robić, panie doktorze?

- Niech pani wyrzygać spróbuje.


wtorek, marca 06, 2007

Treating illness is why we became doctors. Treating patients is actually what makes most doctors miserable.

Im dłużej czytam, im dłużej patrzę, im więcej staram się zapamiętać tym bardziej boli mnie głowa, tym bardziej robi mi się niedobrze, tym bardziej się boję, choć przecież nie ma czego, przecież to nie o mnie, przecież to nie o moich najbliższych, to tylko o cioci, która umarła w dwa miesiące po rozpoznaniu, to tylko o ekspedientce w osiedlowym sklepiku, która pół roku chodziła w chustce na głowie, to tylko o tych wszystkich, które miały pecha, które zbyt późno poszły na jedno badanie, które zbyt mało wiedziały lub zbyt lekceważąco traktowały. Onkologia to działka dla ludzi o mocnych nerwach.
Ja nie mam mocnych nerwów, ja dostałam zaledwie 75 punktów w teście na inteligencję emocjonalną, co czyni ze mnie kretyna, jeśli chodzi o machloje układu limbicznego, więc niech mi już nikt nie mówi, że ja mam problemy emocjonalne, że ja się nie staram zrozumieć, że ja się dystansuję. Ja się dystansuję, bo lubię, ja wolę się nie zaznajamiać, nie dywagować nad przyczynami i motywami, bo jak ja się zaczynam zastanawiać, czemu ktoś pozwala, by nowotwór zmienił pierś w pomarszczoną pomarańczę, czemu ktoś doprowadza do tego, że ogrom tłuszczu nie pozwala oddychać lub czemu wypala tyle papierosów, że w wieku 60 lat ląduje na respiratorze to, wybaczcie, ale to budzi we mnie agresję. Ja nie jestem z tych dobrych, współczujących, co to główką pokiwają i pogłaskają po rączce, mnie w pewnych sytuacjach stać tylko na sztuczny uśmiech i zaciśnięte szczęki, żeby nie zadać nieodpowiedniego pytania.
Nie każcie mi z nimi nawiązywać więzów, nie każcie mi ich wszystkich lubić, nie każcie mi im wszystkim współczuć, bo ja nie mam na to ochoty, bo ja nie po to poszłam na te studia.

czwartek, marca 01, 2007

♫ You can write but you can't edit

We wtorek miział mnie po twarzy nieznajomy mężczyzna.

To znaczy, to nie było podniecające, to się działo w drogerii a on po prostu sprawdzał czy kolor podkładu pasuje do mojej karnacji, ale ja bardzo chciałam napisać zdanie we wtorek miział mnie po twarzy nieznajomy mężczyzna, więc napisałam, chociaż chyba nie ma ono takiej mocy przekazu, jak mi się wcześniej wydawało.

Od pewnego czasu mam wrażenie, że kręcę jakiś film, różni ludzie wchodzą mi w kadr, jedni wpasowują się lepiej, inni gorzej, najgorsze jest to, że nie można wyciąć niektórych klatek, powtórzyć niektórych scen, nie można zmienić dialogów i poprawić wystroju. Chyba to bardziej przypomina teatr, ale temat teatru jest zbyt oklepany, zresztą to jest XXI wiek, dynamika teatru nie odpowiada XXI wiekowi tak więc pozostańmy przy filmie, film mi jest bliższy z tą szybką zmianą miejsc i postaci, z tymi dialogami i gestami, które znaczą znacznie więcej niż wydawać by się mogło i z tą ścieżką dźwiękową w tle, która celnie podsumowuje sploty zdarzeń, zderzeń i wypadków. Jeszcze nie odkryłam motywu przewodniego tego filmu, ale wciąż mam nadzieję, że jednak jakiś motyw jest i że scenariusz uwzględnia happy end, inaczej chyba zrezygnowałabym z reżyserii.

Nie potrafię zapanować nad czasem, ostatnio przestałam nawet próbować go ogarnąć, płynie więc sobie całkiem swobodnie, przelewa się z godziny w godzinę, po drodze traci cenne krople minut i kiedy zbliża się północ nie pozostaje z niego już wiele. Z G. badamy granice rzeczy dozwolonych, z każdą próbą przekonujemy się, że leżą one dalej niż się większości śmiertelnikom wydaje. Zdumione odkrywamy, że można z pustką w głowie siedzieć w pierwszej ławce, omawiać cechy anatomiczne Groźnego Asystenta a we krwi mieć wybuchową mieszankę estrogenów i alkoholu, co prowadzi do zabawnych sytuacji, kiedy temat nerczycy przeplata się zgrabnie z naszą dyskusją na temat Pewnych Mężczyzn. Co więcej, można nawet odpowiadać na pytania Groźnego Asystenta - takie, jak chociażby co wywołuje kamicę nerkową?.
Zupa szczawiowa
rzekłam, G. zaś kazała mi milczeć, lecz prawda jest taka, że zupa szczawiowa naprawdę może wywołać kamicę nerkową, w dużych ilościach znaczy się, ale może, natomiast prawdą nie jest, powtarzam, prawdą nie jest, że degradacja kości prowadzi do kamicy nerkowej. Zaprawdę powiadam Wam, kości same z siebie się nie degradują - znaczy wedle naszego kolegi i owszem, ale kolega mówi różne dziwne rzeczy i nie należy mu wierzyć.

Tak czy siak, proszę Państwa, proszę badać granice, to nie boli, to jest przyjemne i daje ogromne poczucie satysfakcji, bo tak naprawdę jedyne, co leży za siedmioma górami i siedmioma morzami to Kraina Rzeczy Niedozwolonych a zanim się tam dotrze, można bardzo wiele odkryć.