wtorek, stycznia 24, 2006

Kombinerki, kabelki i ja

Czyli perypetii blondynki ciąg dalszy.

Jak niektórzy Czytelnicy bloga wiedzą, na Gwiazdkę zostałam całkowicie niespodziewanie obdarowana tunerem TV. Abstrahując od częstotliwości oglądania przeze mnie TV i od mojego, nader nikłego, zainteresowania programem telewizyjnym, posiadanie ustrojstwa ma swoje zalety - jak chociażby nagrywanie dobrych filmów nadawanych o bardzo nietypowych porach.
Przy ostatniej wizycie moje Familii, Tato kupił wtyczki, zainstalował kartę i rozpoczął poszukiwania anteny, którą szczęśliwie dość szybko znalazł. Jednak kiedy przyszło do zakładania wtyczek okazało się, że inteligentny pan sprzedawca sprzedał Tacie dwa różne rozmiary owych wtyczek. W związku z tym, z jednej strony antena została przymocowana "po bożemu", zaś z drugiej strony Tata-Złota Rączka obkleił kabel taśmą izolacyjną i prowizorycznie podłączył go do karty, mówiąc, że przy najbliższej okazji poda mi odpowiednią wtyczkę.
Przez dwa tygodnie mogłam się cieszyć w miarę funkcjonującym tunerem, który włączyłam słownie 2 razy: raz nagrywając "Uśpionych", drugi oglądając dość przeciętnego "Zakochanego Szekspira". Nagrywanie "Uśpionych" wyszło mi tak, jak tylko mogło wyjść blondynce - nagrałam wizję, ale bez dźwięku, w związku z czym "Uśpionych" nie pooglądałam i zapewne długo nie pooglądam.

Wracając do tematu głównego: wczoraj dostałam upragnioną wtyczkę. Do zakładania jej zabrałam się dziś wieczór, po krótkim telefonicznym wykładzie mojego Taty. Wykład ów rozpoczął się od słów "Ale Kasiu, może zostaw to, to męska robota jest", co rzecz jasna podziałało na mnie jak przysłowiowa płachta na byka. "Dam sobie radę" wycedziłam, po czym usłyszałam słów kilka na temat masy izolacyjnej, plusów, minusów i innych kabelków.
Po odłożeniu słuchawki przystąpiłam do działania. W tle do walki zagrzewała mnie dziewiąta symfonia Dvoraka a ja, pełna wiary we własne umiejętności techniczne, ujęłam bojowniczo w dłoń kombinerki wraz z wtyczką. I tu zaczął się spektakl, który nadawałby się do Monty Pythona, ewentualnie do "Ukrytej Kamery"
Najpierw okazało się, że kabelek ni w ząb nie chce wejść do wtyczki. Telefon. "Przytnij kabelek". No tak. Przycięłam. Założyłam.
Spadało. Kolejny telefon. "Załóż najpierw tę białą obudowę a potem wkręcisz na nią wtyczkę." "Ale tato, ona jest za wąska" - "No to przytnij ogonek". No tak. Przycięłam. Założyłam. Zakładam wtyczkę. Przy wtyczce były takie dziwne łapki, które mi do niczego nie pasowały.
Telefon. Tata: (wciąż cierpliwie) "No bo tymi łapkami musisz kabel cały objąć. Kombinerkami lekko ściśnij".Aha. Zsunęłam białą obudowę trochę dalej na kabel i założyłam łapki. Ścisnęłam. Wygięło mi je. Ścisnęłam z drugiej strony. Wygięłam z drugiej strony. Szpulnęłam kombierkami i pouciskałam łapki własnymi łapami, przy okazji kalecząc je o wystające drobne srebrne druciki. Pozostawało nasunąć białą obudowę i wkręcić ją na wtyczkę (jeśli ktoś nie rozumie, proszę się nie martwić - ja też nie bardzo). Okazało się, że łapki i obudowa się nie lubią. Trzymając wtyczkę z jednej strony, wciskam białą obudowę na łapki. Uparcie i zdecydowanie. Nawet bardzo zdecydowanie. Tak zdecydowanie, że w pewnym momencie z kabla wylatuje i wtyczka i biała obudowa. Proceder powtarzam jeszcze kilka razy (przy każdej kolejnej próbie, coraz bardziej puchnę ze złości i coraz ciężej stłumić mi niecenzuralne wyrazy), aż do kulminacyjnego momentu, kiedy wraz z wtyczką (mocno już zdeformowaną) i białą obudową wylatuje nasadka na kabel (także mocno zdeformowana) a mnie w rękach pozostaje goły kabel. Z cichym słowem na k rzucam kablem a wszystkie dodatki wrzucam do szuflady.

Suma sumarum, poza zdeformowaną wtyczką i nasadką (dobrze, że tata przezornie kupił dwie wtyczki. Drugiej nie ruszałam - tak na wszelki wypadek...) oraz poranionymi palcami, nie mam też telewizji...

Blondynki naprawdę mają ciężkie życie. Po dzisiejszych perypetiach postanowiłam powrócić do pilnej nauki, czytania książek i pieczenia placków, a męską robotę zostawiam facetom. Niech się wykazują :P

14 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Biedna antena. To musiało być traumatyczne dla niej prze... (choroba to było przez rz czy ż?) prze... doświadczenie :> Wątpie, żeby teraz tak samo odbierała Mode na Sukces... Ty z tym mieszkaniem masz fajne problemy, sufit, domofon, teraz antena, istne House of Spirits. Jakieś fatum ciąży.

Kate pisze...

Generalnie, antena w obecnym stanie nie odbiera NIC. Do tej wyliczanki dołączyłabym jeszcze zapowietrzony kaloryfer (jak zimnooo)i kapryśny piecyk.

Anonimowy pisze...

Ale przynajmniej ciasto ci wyszło ;]

Kate pisze...

Chociaż zakalec:P Ale sos do ryżu wyszedł pierwsza klasa :D

Anonimowy pisze...

Kto nie był niech się powiesi :P

a ryż był odcedzony po mistrzowsku. A tak w ogóle kto tak perfekcyjnie zagotował wodę na herbate?

Kate pisze...

Czemu namawiasz ludzi do zbirowej śmierci samobójczej? Bo wyszedł mi smaczny zakalec?:P
Wodę na herbatę zagotowałam JA - bo to JA zauważyłam, że woda się gotuje i to JA kazałam Ci zalać herbatę.
No a ryż dobrze odcedziłeś nawet...

Kate pisze...

Jak dobrze jest mieć pokrewną duszę w tym świecie pełnym elektronicznych gadżetów! :)
Dobrze jeszcze, że z aspektem "software'owym" problemów nie mam... może dlatego, że prowadzę z moim komputerem długie kulturalne rozmowy - "Bucu jeden, pospiesz się" albo "No co sieroto? Co ci się znów podoba?". Ja tam nie wiem, ale skutkuje :D

Kate pisze...

Twój komputer przynajmniej ma sensowne imię - mój Buc chyba nie jest zadowolony ze swojego imienia... Naprawdę ją? bijesz? Ja już nieraz miałam ochotę, ale się przemóc nie mogłam ;)

U mnie widok jakiegokolwiek przycisku działa przyciągająco - koniecznie chcę sprawdzić co się stanie jak nacisnę ;)
Natomiast kable, układy scalone i inne paskudztwa w tym typie wywołują u mnie atak paniki i chęć natychmiastowej ucieczki;)

Anonimowy pisze...

Hm, to mój kumpel ma gitare basową. Zwie się Basia :D
Komputer to tego, no męski rodzaj. Czego robicie z komputerów transwestytów?

Kate pisze...

Tygrys czy słoń to też męski rodzaj. Czy w związku z tym wnioskujesz, że samice tych gatunków to transwestyci?

Anonimowy pisze...

No ale jest tygrys który ma coitusa i jest tygrys który tego coitusa nie ma. A komputer? Hm...

Kate pisze...

W związku z tym, że komputerowi brak chromosomów płciowych oraz narządów rozrodczych, dobór płci (metaforycznej, bo nie rzeczywistej oczywiście :P) może zależeć od właściciela. Regina ma Stefanię, ja mam Buca i każdy jest zadowolony :P

Anonimowy pisze...

a ja nie mam komputera w wawie (ale se sprawie ;] bo już mnie sie tęskni za nim zwłaszcza za tym nowym którego właczyłam tylko raz ...tzn nie do końca jest mój tacie sie wydaje że jest jego ale sie myli ;))ale za to mam Bukse ona mi robi za atrakcje czasem tak jak Stefan wyczówam że zapędy masochistyczne, bo ja podobnie jak regina jestem przeciwniczką przemocy ale ona nagminnie mnie prowokuje wręcz sie o to prosi by ją trzepnać w ćiemie (chce zaznaczyć że jest RASOWĄ BLONDYNKĄ ) ... no apropos' tematu na blogu Kasiu byś sie wstydziła wtyczki nie potrafisz załozyć ech... gdy to czytałam to poczułam sie jak w domu tyle że Twoja osoba zakładająca wtyczke przypominała mi inną bajkową postać mianowicie mojego father familias :> nie mówiąc już o zdolnościach 'masterkowicza' mojego brata :>! Ps. Byłam na Dumie i uprzedzeniu ...aaaaaaa Kocham Marcka KOCHAM tzn aktor jest ble ale ta postać mężczyzny jest genialna ... on ma mózg i ten mózg nie służy mu jedynie do zachowywania fukcji życiowych to naprawde zjawiskowe... jestem pod silnum wrażeniem jego ..KONIECZNIE IDZ I OBEJRZYJ!!!!.......ps.przed seansem sie troche zbłaźniłam bo leciała reklama filmu pani jakaś tam i pan jakiś tam niezły ubaw no i oni mieli takiego rozszczekanego malego pieska no i Pan domu kupił mu obroże która razi go proądem w momencie gdy ten szczeka :D... no po jakimś czasie zona zwraca sie do meża ze stwierdzeniem że ten pies to kaleką zostanie jesli dłużej ponosi ta obroże (pies podskakiwał w powietrze tak go telepało ) no i zona mówi żeby mu to zdjął a on do niej eee tam przesadzasz i żeby jej udowodnić że nie ma racji zdjął psu przyłożył sobie do szyii i szczekną jak go potelepało uu lalala .... i cała sala w ryk smiechu no i ja sie smieje też a siedziałam na samej góże wiec echo niesie ... no i już ma sie zacząć film a ja sie nadal śmieje buksa mnie dzgneła i sie pyta czemu tak mnie wzieło na smiech no i ja ... ciuchutko do niej mówie *(tzn tak mnie sie wydawało ...sie źle mnie sie zdawało) ja bym taką obroże załozyła ojcu ...wtedy to dopiero sala rykneła śmiechem .... film już trwał a oni sie oglądają do tyłu i sie smieja :>... jak wychodziłam z kina to kaptur miała naciagnięty nieprzecietnie głęboko na głowe :]! kisses :DCiao jeszcze coś naskrobie jak tylko tu wpadne :D

Kate pisze...

Paula... historia o obroży to jedna z najśmieszniejszych jakie ostatnio słyszałam:D Wymiata, krótko mówiąć:D

I weźże wreszcie zabierz tacie tego laptopa do Warszawy! A nie raz na dwa tygodnie się pojawiasz:P Nie wspominając o gg, na którym nie sposób Cię złapać:P