wtorek, stycznia 31, 2006

Sesji dzień ostatni.

Godzina 4.00. Błogosławiony sen.

Godzina 9.20. Do mojej świadomości dociera charakterystyczna melodia słodkogorzkiej symfonii The Verve. Chwilę później uświadamiam sobie, że przecież G. obiecała dzwonić do mnie tak długo aż oddzwonię. Walczę z pokusą, by wyciszyć dźwięki i na powrót paść w objęcia Morfeusza, ale po pierwsze G. zadzwoniłaby w takiej sytuacji na domowy a po drugie tkwi we mnie jednak elementarne poczucie obowiązku. Odpuszczając sygnał daję sobie jeszcze kilka minut na całkowite wyrwanie się ze snu. Rzecz jasna nie dane jest mi poleżeć spokojnie – znów dzwoni telefon, nieprzytomnym wzrokiem szukam więc czerwonej słuchawki i wreszcie udaje mi się odebrać. Pomyłka. No tak. Dalsze udawanie, że jeszcze się nie rozbudziłam nie ma większego sensu.
Potykając się o stosy ubrań leżących na podłodze docieram do łazienki i próbuję doprowadzić się do stanu używalności. Myjąc zęby patrzę na lustro i usiłuję sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz je czyściłam.
Po raz pierwszy od tygodnia jem normalne śniadanie (czyt. mam czas na coś w miarę pożywnego, nietrującego i smacznego). Zaparzam kawę (po drodze prawie wylewam mleko i cudem unikam śmierci od noża do krojenia chleba) i wtedy spada na mnie jak objawienie niezwykła pewność, że lustro czyściłam po raz ostatni dwa tygodnie temu.
Wracam do pokoju ze śniadaniem, rozglądając się ostrożnie, żeby o nic się nie potknąć. Zagrożenie stanowi prawie tysiącstronicowy Jaroszyk, segregator oraz morze kartek, na których wbrew pozorom łatwiej się poślizgnąć niż na skórce od banana.
Mam 10 minut na przejrzenie informacji, sprawdzenie poczty, włączenie eMule’a (w końcu w niedzielę był 15. odcinek „Grey’s Anatomy ”) i już jest…

Godzina 10.25 Wychodzę, by przez dwie i pół godziny słuchać wykładu dr. S. na temat rezonansu magnetycznego, smogu elektromagnetycznego, ultrasonografii dopplerowskiej i innych wspaniałości.

Godzina 14.15 Upragniony obiad. Mama byłaby w szoku, gdyby zobaczyła że jem dwa kawałki pieczeni i nawet zjadam ziemniaki.

Godzina 15.00 Back home. Soundtrack z „Grey’s Anatomy” w tle, kartki na biurku, kartki na podłodze, kartki na stoliku, podręczniki i segregator pod ręką, kilkanaście ołówków i długopisów panoszących się w niezajętej przestrzeni i ja.

Uprasza się o trzymanie jutro kciuków za niżej podpisaną w godzinach od 10.30 do 13.00.

15 komentarzy:

Grr pisze...

Zawsze jestem wdzięczna losowi rano, gdy Cię widzę, że pozwolił Ci przeżyć robienie śniadania:D

ps. heheh Melon to ja pierwsza skomentowalam a nie Ty :P opuszcza się pan

Kate pisze...

I po półtora roku znajomości dowiedziałam się, że nawet Grr ma mnie za totalną sierotę. W sumie słusznie... I tak długo wytrzymałaś udając, że wierzysz w moje możliwości przetrwania na tym świecie :D

Anonimowy pisze...

Grr. Co z tego? To był słaby komentarz. Styl... przemilcze... :P

Anonimowy pisze...

Wy się po prostu jeszcze nie zdążyliście poznać na ukrytej sile Kasi.. Kasia nie jest sierotą, toż to prawdziwa heroina, mocarna prawie jak sam Chuck Norris :P Chodzi po wodzie, zatrzymuje pociągi i takie tam..:)
Kasia, trzymam za Ciebie mocno kciuki już teraz, wszystko będzie dobrze.. tylko mrugniesz i będzie zdane :)

Anonimowy pisze...

Ja w takich momentach śnię o granacie =)).
Powodzenia!

Kate pisze...

Szatanku żeby to tylko mrugnięcie wystarczyło... :D

Myje-Gary: ech granat jak granat... /rozmarzona_on/ bazooka to by było coś... /rozmarzona_off/

Grr pisze...

Arbuzie..yy Melonie. Milczysz bo odebranego pierwszeństwa znieść nie możesz.. ale nie płacz.. Przy następnym poście może się uda.

Anonimowy pisze...

Grr... Nie zrozumiesz tego nigdy... Że liczy się jakość... a nie pierwszość

Anonimowy pisze...

Grr...widać że boli to Arbuza i to bardzo boli ...teraz musi sie ratować połsłówkami...wydaje mu sie że wybrną ale niestety... kazdy zna prawde ;].
ps.Katrina trzymam kciuki i wierze że zdasz i wogóle że skońcvzysz te cholerne studia bo jak nie Ty to kto to primo a secundo -ktoś musi mnie leczyć i wypisywac lewe zwolnienia:D! kisses :D

Anonimowy pisze...

Katrina ma dla Ciebie snsowną bajeczke:D ... dostałam ja od mojaj syjamskiej nie wiem czy i Ty nie jesteś w posiadaniu tej że treści ale na wszelki wypadek gdybys nie była poinformowana to Ci ją śle po za tym jestem przekonana że wiele kobiet tu zagląda i wielce spodoba im sie ta baśn :D...:
Cytuje:

Za górami, za lasami żyła sobie PIĘKNA, NIEZALEŻNA, PEWNA SIEBIE księżniczka. Pewnego razu natrafiła na żabę siedzącą na kamieniu i przyglądającą się brzegom nieskazitelnie czystego stawu w pobliżu jej zamku.
Żaba wskoczyła księżniczce na kolana i powiedziała:
- Piękna Pani, byłem przystojnym księciem, aż pewnego razu zła wiedźma rzuciła na mnie urok.-(to przykre];->)- Jednakże jeden Twój pocałunek wystarczy abym znów stał się młodym, żwawym księciem, jakim byłem przedtem. Wtedy, moja słodka, weźmiemy ślub i będziemy razem z moją matką gospodarować w tym zamku. Tam będziesz przygotowywać mi posiłki, prać moje ubranie, rodzić mi dzieci, i będziemy żyli długo i szczęśliwie...
Tego wieczoru, przygotowując kolację, przyprawiając ją białym winem i sosem śmietanowo-cebulowym, księżniczka chichocząc cichutko pomyślała:
- No kurwa, nie sądzę...
I dalej przewracała skwierczące na patelni żabie udka w panierce...
achhh...piekna bajka :D

Grr pisze...

Meloniku, każdy wie, że liczy się jakość. Pan za to bije rekordy w ilości i do tego piję :P

ps. wcale nie twierdzę, że mnogość Twoich komentarzy nie jest ujmująca:D

Kate pisze...

No i biedny Melon... dwie się za niego zabrały i mu dokuczają :P

Anonimowy pisze...

Żeby chociaż potrafiły dokuczyć...

Anonimowy pisze...

taaaaaak Arbuz "A świstak siedzi bo sreberka były kradzione:>'... ps.Katrion znasz moje mozliwości to jeszcze nie jest dokuczanie to nawet nie jest kaśliwa uwaga:>!

Anonimowy pisze...

zieeeew