czwartek, marca 27, 2014

No more "I love you's"

Wymykamy się definicjom, żadne z nas nie potrafi tego nazwać, ale chyba tak jest lepiej, unikamy rozczarowań, unikamy oczekiwań, bawimy się sobą, a do tego nie potrzeba wielkich słów. Jemy wspólnie przygotowane spaghetti po bolońsku, słuchamy The Eagles i Chrisa De Burgha, oglądamy idiotyczny film sensacyjny z Clivem Owenem, a potem kochamy się długo i powoli, z czułością zupełnie nie przystającą do charakteru naszej relacji. Zasypiam mu na ramieniu, szczątkami świadomości rejestruję jeszcze pocałunek w dłoń i dobranoc wyszeptane po niemiecku. Rano wyłączam budzik, chcę jeszcze przedłużyć magię tego międzynarodowego romansu, przytulam się do niego, a po chwili kochamy się jak szaleni, jakbyśmy chcieli ukraść czas, uciec przed rzeczywistością. O 8 rano wchodzimy w szarość dnia, o 9 porządkuję już dossiers pacjentów, a on jest na autostradzie w drodze do S. Kiedy wieczorem wracam do mieszkania, potykam się o ślady jego obecności - kubek niedopitej herbaty, opustoszałe łóżko,niemieckie swr1 wciąż cicho mruczące z głośników w laptopie. Wszędzie czuję jego zapach. W pościeli, w ubraniach, w ręczniku zostawionym na fotelu. Wciągam głęboko powietrze i zamykam oczy i znów czuję jego silne ciało, w opuszkach palców znajduję ślad po jego lekkim zaroście, w ustach posmak jego języka. Wtulam się mocniej w jego poduszkę i czuję jego mocne ramiona oplecione wokół mnie, cień jego ust na moim czole i spokój płynący z jego każdego oddechu.
Może gdyby nie dzieliło nas tyle kilometrów, może gdybyśmy obydwoje nie byli tak racjonalni, może moglibyśmy stać się jedną z tych cudownych zakochanych par z happy endem. Życie jednak nie pisze happy endów, więc pozostaje nam zabawa. Uwielbiam patrzeć na jego profil, kiedy śpi. Wygląda jak młody grecki bóg, z prostym nosem, muskułami i spokojem, którym mnie zaraża. brakuje mi jego dotyku, brakuje mi jego zapachu, brakuje mi niego we mnie. to jest najdziwniejsza historia jaka mi się kiedykolwiek przydarzyła.

Brak komentarzy: