czwartek, marca 27, 2014

Have you ever felt alone?
It's the feeling that there might never be anybody ever again.

są takie dni, kiedy uświadamiam sobie, jak bardzo obecna jest samotność w moim życiu. w takie dni mogę jej dotknąć, słyszę ją w każdym dźwięku, czuję ją w zapachu kawy i w smaku wina, otula mnie sobą i odgradza od reszty świata. w takie dni chciałabym wyjść do ludzi i znaleźć jakieś połączenie, jakieś zrozumienie, jakieś chwilowe poczucie psychicznego zdrowia.
są też dni największego strachu przed ludźmi, przed inwazją na moją suwerenność, bo to się równa zaburzeniu równowagi, to jest jednoznaczne ze zmianą układu sił w przestrzeni, a ja potrzebuję moich sił w mojej przestrzeni, bez nich jestem totalnie pozbawiona równowagi.
zabawne, że i jedne i drugie dni wypadają zwykle w tym samym czasie. Wtedy jedynym sposobem na przetrwanie jest wino i widok za oknem.


Tydzień temu, wyszłam na chwilę, włączyłam głośno muzykę, patrzyłam na ludzi i na mosty na kanale, miałam wrażenie, że oglądam kolejny film, do którego nie wygrałam castingu. miałam wrażenie, że już nie czas, a życie przecieka mi przez palce.

nie wiem dlaczego wróciłam do naszej starej historii, słucham unchained melody i po raz kolejny pęka mi serce, choć przecież naprawdę minęło już bardzo dużo czasu. przecież byli już inni, przecież byłam nawet zakochana.
zastanawiam się, czy naprawdę można umrzeć z miłości, czy serce naprawdę może pęknąć. to jest chyba strasznie naiwne myślenie, to chyba nawet w ogóle do mnie nie pasuje, wszyscy przecież myślą, że ja jestem hiper-racjonalna, ostatnio nazwano mnie nawet binarną, strasznie mi się to spodobało, rzeczywiście ja funkcjonuję w systemie zero-jedynkowym ( tak, tak; nie, nie - ja nie wierzę w półśrodki i klimaty umiarkowane)
nie wiem tylko dlaczego, kiedy o Tobie myślę, tracę oddech i zaczynam płakać. patrzę na nasze zdjęcia, te stare, bo tylko te zostały, te sprzed kilku lat, Ty z papierosem, ja z papierosem, Ty wyglądający jak Marlon Brando, ja wyglądająca seksownie. dużo rzeczy się nie udało, MY się nie udaliśmy, ale wciąż patrze na te zdjęcia i wciąż mimo tylu lat myślę, że strasznie do siebie pasowaliśmy. G. powiedziała kiedyś, nie mogę o tym zapomnieć, powiedziała, że jeśli nasza historia miałaby się kiedyś zakończyć happy endem, ona uwierzyłaby znów w niemożliwe.

popołudnie nad jeziorem, słodkie truskawki, sok spływający kątem ust, zapach trawy i świeżej wody, a potem ciężkie krople deszczu płynące po twarzy i karku, kiedy graliśmy w siatkówkę; ubłocone stopy i zmęczone ręce, z każdym odbiciem piłki pokonywałam samotność, z każdym wybuchem śmiechu zadawałam jej kolejny cios.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

czemu nie ma happy endu ?

too pisze...

bardzo mnie to interesuje. ten marlon brando.

Anonimowy pisze...

Najgorsza samotnoscia jest samotnosc w ramionach osoby ktora powinna byc ta najblizsza Pozwolenie sobie na taka samotnosc to zbrodnia Duzo sil Ci zycze Zielona

Mondeluza pisze...

walcz, dowiedz się, co z nim i walcz!
przynajmniej będziesz z siebie zadowolona, że spróbowałaś. i łatwiej będzie pozwolić mu odejść - jesli walka się nie uda.