piątek, maja 16, 2008

♫ Reborn and shivering





Więc popatrzyłam na życie z trochę innej perspektywy, zobaczyłam ludzi, którzy stali tuż obok, zobaczyłam rzeczy, na które wcześniej byłam ślepa, zobaczyłam, że mogę być szczęśliwa a kara za grzechy jest dokładnie taka, jaka sobie sama wymierzę. Każdego dnia wyrzekam sie kłamstwa i wygody, czasem idzie mi lepiej, czasem gorzej, w te lepsze dni jestem bliżej szczęścia, bliżej niż kiedykolwiek.
Czasem wspominam ostatnie trzy lata, czasem za nimi tęsknię, prawda jednak jest taka, że niezależnie od moich uczuć nie ma powrotu do tego, co było; można tłumaczyć to rozczarowaniem, żalem, złością lub poczuciem krzywdy, jednak niektóre relacje są po prostu z góry skazane na zagładę, choć nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy; chyba tak już ułożone jest życie.

Codziennie rano, kiedy otwieram oczy patrzę czy świeci słońce. Dziś rano wyjeżdżałam z Krakowa w sandałach, 15 stopni w cieniu i jasne słońce, najlepszy znak, że nadeszła wiosna. Wracam wieczorem i widzę miasto mokre od deszczu, ludzie dziwnie patrzą na moje stopy, kiedy przetrząsam Carrefour w poszukiwaniu piwa o wdzięcznej nazwie Desperados, które jest zdecydowanym hitem tego sezonu, bowiem upić się nim można subtelnie i niepostrzeżenie, czyli tak, jak lubię najbardziej.

Z każdym dniem coraz mocniej zakotwiczam się w rzeczywistości, może dlatego, że jest ona coraz bardziej przyjazna a może dlatego, że sama staję się dla siebie bardziej przyjazna. Wakacje zapowiadają się wybitnie chirurgicznie -jeśli dobrze pójdzie to spędzę je rozdarta między Warszawą, Rzymem, Krakowem i moją starą mieściną. Mężczyźni robią dla mnie różne dziwne rzeczy, co trochę mnie bawi i bardzo urzeka, tym bardziej, że póki co obywa się bez głupich obietnic bez pokrycia.

A tak naprawdę to cała ta wiwisekcja jest bez sensu, bowiem krótko mówiąc, zgodnie ze starym prawem blogowania ilość interesujących notek jest wprost proporcjonalna do nasilenia depresji autora lub też cytując cytującą Cashew: najważniejszym bodźcem do twórczego pisania jest żegluga po bezmiarze oceanu wkurwu, ahoj!(copyright by Jaś). Kimkolwiek jest Jaś, jest on mądrym człowiekiem i ma rację.

Some other time, maybe.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

blog jest takim miejscem, gdzie pouzalac sie moga nawet tacy, co w prawdziwym zyciu twardo trzymaja sie ziemi i rozsadku. pozdrawiam :*

Anonimowy pisze...

i ja się pod Jasiem podpiszę
i zaraz tę maszynkę do grania sprawdzę, bo potrzebuję takiej

too pisze...

och, więc są jeszcze blogi studentów medycyny(oprócz mojego:)), które są w porządku bez wypisanych z góry na dół swoich ostatnich osiągnięć,i nie będące hymnem pochwalnym na swoją cześć.

strasznie mi się podoba :)
będę częściej wpadać, obiecuję

to byłam ja, too :)

Kate pisze...

OOO! strasznie się cieszę w takim razie, bo ja Cię czytam już dłuższy czas - uwielbiam takie pisanie z przymrużeniem oka :)