sobota, maja 24, 2008

Tequila, sex and bruises

No więc, wiecie. Okazało się, że ja z tequilą pasujemy do siebie I D E A L N I E. Idealnie. Tak idealnie, że o północy wylądowałyśmy z K. w klubie pełnym ludzi, gorące ciała i te sprawy, no wiecie, sami rozumiecie. Wracałam do domu o 6 rano, co zdecydowanie miało swój klimat, szczególnie, że nie wracałam sama, ale jeszcze większy klimat miały zajęcia z francuskiego cztery godziny później na rozpoczynającym się kacu i próby znalezienia w obolałym mózgu podstawowych słówek.
Tak czy inaczej, tequila jest hitem tego sezonu, jeśli o mnie chodzi.

Oprócz tego słucham Can you feel the love tonight i roztkliwiam się nad wspaniałymi czasami dzieciństwa, kiedy miłość dwóch lwiątek była ideałem miłości i marzyło się o królu lwie jako kochanku bez posądzeń o zoofilię.Oglądałam też wreszcie kolejną część ekranizacji Harry'ego Pottera, co oczywiście nie jest powodem do dumy, bo dzieło to mierne, ale czego się nie robi dla kilku scen z Alanem Rickmannem. I tak, jakby ktoś pytał, kocham Severusa Snape'a, zawsze go kochałam i tylko dla niego przeczytałam wszystkie siedem tomów sagi o wkurwiającym chłopcu. No i może dla tych kilku zawoalowanych wątków filozoficzno-religijnych, ale serio, kto mówiąc o Harrym Potterze myśli o wątkach filozoficzno-religijnych?

Obijam się też, o, obijam się dubeltowo, robię burdel w ciągu jednej doby i próbuję go ogarnąć przez kolejny tydzień, co wychodzi mi kiepsko, bo sprzątać nie umiem i jak to w Grey's Anatomy zostało ładnie ujęte "przepycham brud z miejsca w miejsce".

No i nie należy się martwić, że niby taka jestem teraz whole and healed, wciąż mam problemy ze swoim konstruktem poznawczym. Utwierdzam się w przekonaniu, że jednak posiadam tzw. relationship issues, bowiem facet podoba mi się tak długo, jak długo nie chce mnie na stałe w swoim życiu, tak długo, jak nie jestem mu niezbędna, tak długo, jak na mnie nie polega. A już określenie stały związek działa na moją podświadomość niczym płachta na byka: zastrzyk adrenaliny i spierdalamy kochani, jak powiedział myśliwy na polowaniu stojąc twarzą w twarz z wściekłym nosorożcem. Koleżanki S. i C. tworzą wokół mnie atmosferę psychoterapeutyczną, aby mnie wyleczyć, na razie idzie nam kiepsko, potrafię tylko lądować po kątach z obcymi mężczyznami, którzy następnie umawiają się ze mną na kawę, ale ja po dwóch takich kawach mówię pas - za dużo kofeiny jest przecież niezdrowe.

Tequili natomiast nigdy za wiele, nigdy.

Brak komentarzy: