sobota, października 20, 2007

Mogłabym pisać o wielu rzeczach, na przykład o tym, że niektórzy próbują ze mnie zrobić swatkę, inni zaś anioła, jeszcze inni myślą, że nadaję się do ustabilizowanego życia. Mało kto zastanawia się nad tym, że nie nadaję się do żadnej z tych ról - zaczynam czuć się dobrze we własnej skórze, jakkolwiek mało przystawać ona może do pewnych stereotypów, jakkolwiek jest ona zaskoczeniem dla mnie samej, jak na przykład w czasie zajęć z pediatrii, gdy łapię się na tym że bardziej interesuje mnie uśmiech dziecka niż metody leczenia zespołu nerczycowego. Wolę namawiać pięciolatka do połknięcia tabletek niż zbierać wywiad od mało zorientowanej babci i większą satysfakcję sprawia mi namówienie go do wypicia dwóch syropów niż poznanie szczegółów hemodializy. Wieczorem, płacząc mamie do słuchawki uświadamiam sobie, że po prostu do kolejnej specjalizacji się nie nadaję, nie z powodu nudy, nie z powodu niecierpliwości, a z powodu - surprise, surprise - nadmiernego zaangażowania.

Z drugiej strony uczę się tańczyć mambo i przystosowuję się do typowo studenckiego życia; krystalizują się kolejne pomysły, pojawiają się nowi ludzie, szukam tylko sprzedawcy darmowych minut, bo brakuje mi co najmniej jednego dnia tygodnia, by zrobić wszystko to, na co mam ochotę.

Życie staje się łatwiejsze, kiedy polubi się samego siebie.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

uśmiechnij się

Wujek Zdzisek z Ameryki pisze...

wreszcie zawiało jakimś optymizmem ;-)

Teneryfa pisze...

'Życie staje sie łatwiejsze, kiedy polubi sie samego siebie' <--yep! też sie staram i chyba mi wychodzi:D. To niesamowite ,że nagle nasz STARY krąg tak pięknie radzi sobie z życiem ...no prawie RADZI :D...i o dziwo staje sie to w podobnym czasie ;)