poniedziałek, lipca 23, 2007

Wiera wczoraj zdecydowanie bez humoru; wyzywa mnie od najgorszych i pluje zupa patrzac na mnie triumfujacymi zlosliwymi oczami. Nie mam do niej cierpliwosci; ona do mnie tez, mam wrazenie ze boli ja patrzenie na mnie. W pewnym momencie przestaje nad soba panowac i idiotycznie zarzucam jej zawisc i gorycz, zakrywa uszy i wola "powtorz! nic nie slysze". Wzruszam ramionami i odpowiadam - "nie chcesz slyszec". Pochyla glowe i cicho potwierdza - "masz racje, nie chce". Ma takie przeblyski swiadomosci; trwa to tylko minute, czasem dwie, po chwili wraca do swoich koszmarow, w ktorych prawdopodobnie spedzi reszte swojego zycia. Jej wlasna osobowosc przebija sie z trudem przez pancerz Alzheimera, jedynie upor i wybuchowosc nie ulegly zanikowi. Zaczynam sie zastanawiac, co pozostanie ze mnie, kiedy nadejdzie czas.

W katedrze Notre Dame wszyscy robia zdjecia pieknemu sredniowiecznemu zyrandolowi, wystawionemu obok oltarza, zas Pieta znajdujaca sie tuz za nim pozostaje niezauwazona. Z calej uroczystej mszy najlepiej zapamietalam Japonczyka przyjmujacego Komunie. Jest cos poruszajacego w fakcie, ze obywatel najbardziej poukladanego i rozsadnego panstwa na swiecie wierzy w najbardziej chaotycznego i irracjonalnego Boga z calego bezkresu bostw.

Jest w mojej glowie wiele mysli do wyrazenia, wiele slow do napisania, wiele kropek, przecinkow i wykrzyknikow, ale najwiecej jest nawiasow; wlasciwie czasem mam wrazenie ze wiekszosc mojego zycia zawiera sie w nawiasach. Z cala pewnoscia czas spedzony w Paryzu zamkne w nawias, po raz kolejny uznam to za dygresje od glownego tematu, taka przerwa w zyciorysie, czas na wziecie glebokiego oddechu, tak glebokiego, zeby potem wytrzymac pod woda od pazdziernika do czerwca. Wlasciwie, tak sobie mysle - a tu czynie to czesciej niz gdziekolwiek indziej - dygresje bywaja wazniejsze od watku glownego, w koncu caly Don Juan jest jedna wielka dygresja. Moze to jest jakies rozwiazanie, nigdy nie zamknac otwartego nawiasu, liczac na to, ze nikt nie zauwazy bledu w druku.

Gdybym umiala wyzwolic sie spod tego genetycznego peta, jakim jest dystymiczny charakterek mojej babki, na pewno widzialabym jasniej, mniej przeklinalabym w myslach i wiecej bym sie usmiechala. Permanentnie pytaja mnie o numer telefonu a ja permanentnie odmawiam lub nie odbieram przychodzacych polaczen. Nie potrafie zrozumiec, co oni widza w ciemnej blondynce o zadartym nosie; czasem mysle, ze gdybym to zrozumiala to wiecej mezczyzn znaloby moj numer telefonu a ja znalabym wiecej mezczyzn.

Brak komentarzy: