piątek, stycznia 12, 2007

♫ Well I stand at the crossroads of highroads and lowroads

(but I don't have any feeling at all)

Powinnam się dużo uczyć i mniej marnować czas, ale robię dokładnie na odwrót i gdyby ktoś mnie zapytał jak spędziłam ostatnie dwa tygodnie to raczej nie byłabym w stanie wskazać konkretnych zajęć. Naprawdę chciałabym napisać coś mądrego lub przynajmniej interesującego, ale przy obecnym braku zdarzeń to chyba niemożliwe.

Cieszą mnie małe rzeczy, może dlatego, że dużych brak ostatnio w moim życiu. Cieszę się miłą asystentką na mikrobiologii, która wpuszcza mnie na zajęcia mimo półgodzinnego spóźnienia, cieszę się spotkaniem z A. ( Wiesz, w Anglii tak się nauczyłam kląć, że po powrocie powitałam mamę słowami: "Mamuniu, kurwa, ale zajebiście, że zrobiłaś pączki!"), cieszę się niedzielnym spotkaniem z E., cieszę się nawet z czarnego cienia do powiek i czerwonej bluzki, choć to akurat nie powinno być zaskakujące przy mojej daleko posuniętej próżności.
Oprócz tego słucham piosenek z miłością w tytule, statystyki last.fm wskazywałyby na stan głębokiego zakochania, ale nie, nie, spokojnie, to tylko styczeń i deszcz za oknem - taki dysonans klimatyczny musi się przecież jakoś odbić na psychice, mnie odbija się na statystkach last.fm.

Wczoraj przestraszyłam się trochę, bo wydawało mi się, że ktoś mnie śledzi, ale to był tylko mój cień, głupio jest się bać własnego cienia, w końcu to jakbym się bała samej siebie, mimo to jeszcze kilka razy się obejrzałam, bo wciąż czułam się nieswojo, jakbym coś przeoczyła na pustym chodniku tuż za mną, ale nie, to był jednak tylko cień, właściwie to były dwa cienie, jeden przede mną, drugi za mną, nie wiem czy to miało jakiś metaforyczny sens, w sumie mogłoby mieć, ale ostatnio nie chce mi się dorabiać teorii do faktów.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wbrew pozorom to dobrze, że cieszą Cie małe rzeczy. :) I jeszcze jedno - to, że się nie uczysz, to wcale nie znaczy, że marnujesz czas :) Łażenie z własnym cieniem przy boku (nawet jeśli czasem się go boisz i nawet, jeśli jest łażeniem bez celu) moze być niezwykle inspirujące, podobnie, jak kupowanie nowego cienia i bluzki i słuchanie muzyki i myślenie. Kto powiedział, że robienie czegoś dla przyjemności jest mniej konstruktywne od czegoś innego? :) Niech żyje obijanie się! :D
P.S. W tej chwili właśnie powinnam pisać pracę zaliczeniową. Znaczy już dawno powinnam ją była napisać. No, ale zamiast tego powstał mi komentarz do Twojej notki :D
pozdrawiam :D

Anonimowy pisze...

Kasia skąd ja to znam... ostatnio jedynym moim zajęciem jest obijanie sie zajmowanie sie dupą maryną...Widze ,że mam na Ciebie zbawienny wpływ :D czarny cień:D!!!