wtorek, stycznia 09, 2007

Let's put the mask of happiness on and let the sadness rotten underneath it

Wciąż oddycham, wciąż bije mi serce, wciąż patrzę, wciąż słucham i zdarzają się nawet takie momenty, kiedy wydaje mi się, że żyję. To są jednak tylko ułamki sekund a potem wszystko wraca do normy.

Już nie pamiętam kiedy ostatni raz płakałam, nie mówiąc o smutku czy wzruszeniu. Miła pani w kościele uśmiechnęła się do mnie przekazując mi znak pokoju a ja bardzo chciałam odwzajemnić uśmiech, ale poczułam tylko napinające się mięśnie policzkowe i unoszące się kąciki ust, i chyba to nie przypominało uśmiechu, prędzej nieudolny grymas pseudo-sympatii. Wtedy zaczęłam się bać, bo pomyślałam sobie, co to będzie, nawet nie potrafię się uśmiechnąć do miłej pani w kościele, a ponoć najładniej wyglądam, kiedy się uśmiecham, tak przynajmniej twierdzą ludzie, którzy widzieli zdjęcia z sesji, więc co to będzie, już nie będę ładna. Zdarza mi się jeszcze śmiać, nawet do łez i to jest pocieszające, ale wciąż nie mogę sobie przypomnieć jak to jest uśmiechać się, to bywa frustrujące, szczególnie wtedy, gdy obcy mężczyźni uśmiechają się do mnie na ulicy a ja potrafię tylko patrzeć, tak jakby mnie sparaliżowało, tak jakbym zapomniała, jak używać mięśni twarzy. Nie wiem czy to jest uleczalne, mam nadzieję, że tak, bo dość trudno żyje się z suchymi oczami i zesztywniałą twarzą.

Dają mi jakąś idiotyczną ankietę do wypełnienia, coś o wierze, śmierci i aborcji. Nie wiem czemu w ogóle zabieram się za jej wypełnianie, odpowiadam na pytania, na które nie znam odpowiedzi, piszę zdania, z którymi w gruncie rzeczy wcale się nie utożsamiam, ale dobrze brzmią, robię to chyba z litości, może pomogę tej biednej studentce psychologii, która potem napisze traktat na temat podejścia dwudziestolatków do aborcji i śmierci, zrobi parę ładnych wykresików, podsumuje kilka szczegółów w tabelkach i dostanie piątkę. No więc twardo zakreślam a, b, c, formuję cudze poglądy wyczytane w gazetach mniej lub bardziej pośledniego gatunku i udaję, że wszystko wiem, mimo że nie wiem nic, nawet nie wiem, jak dokończyć zdanie w chwili śmierci, choć to raczej świadczy na moją korzyść, bo skąd ja mogę wiedzieć, co ja będę robić w chwili śmierci. Zresztą w ogóle psychologia mnie nudzi, nadwrażliwa jestem na szufladkowanie i postrzeganie jednostki jako hologramu społeczeństwa, ale może to wina pani psycholog, która mówi o modelowaniu pacjenta, rezonansie między pogodą a nastrojem i o niewydolnym wychowawczo ojcu. Pani psycholog chyba się domyśla mojego podejścia do jej przedmiotu, bo mnie zdecydowanie nie lubi, więc bawimy się tak nawzajem tym naszym nielubieniem, każda liczy na to, że wygra, ona mam pewną przewagę, którą skrupulatnie wykorzystuje, ale ja mam mój niewyparzony język i też go skrupulatnie wykorzystuję, więc zobaczymy, zobaczymy.

Poza tym umieram z nudów, umieram na nudę, można by rzec. To jakaś złośliwość losu, pierwsze podrygi dorosłości, pierwsze zwiastuny rutyny, nawet na spotkanie koła neurochirurgicznego idę bez przekonania, może dlatego, że tracę wiarę, że się do tego nadaję, może dlatego, że wszystko wokół krzyczy do mnie nie potrafisz!. Ludzie wokół się nie przejmują, każdy robi swoje, może właśnie na tym polega życie, na robieniu swojego a co będzie to będzie, co wyjdzie to wyjdzie, może właśnie o tym w tym wszystkim chodzi, o żadne spełnienie, o żadną satysfakcję, o żadną miłość, może chodzi tylko o to, żeby zrobić swoje, zarobić trochę kasy i złapać dobrego męża, może to tylko tyle, a ja sobie nawyobrażałam niewiadomo co.

Pojawiasz się jeszcze czasem, coraz rzadziej na szczęście,wciąż wprowadzasz trochę zamętu, przypominając, że wtedy coś we mnie umarło i coraz częściej się boję, że już się nie odrodzi. Zrobiło się cicho, pusto i martwo. Martwo przede wszystkim.

3 komentarze:

Grr pisze...

stop pneumokokom

Anonimowy pisze...

to teraz musze nadrobic lekture!smutno tu.milego czwartku,ka.

Kate pisze...

Grejs, czwartek wyjatkowo byl udany :) W gruncie rzeczy, nie jest tak smutno, jakby sie wydawalo. Mam chyba taka glupia maniere pisania, ze wszystko zdaje sie gorsze niz w rzeczywistosci :)