niedziela, stycznia 28, 2007

Epiphora

Cały styczeń wciąż myślę o jednym, wciąż myślę o tym samym, choć sądziłam, że to już za mną, że sobie wybiłam z głowy, ale nie, jednak nie, to się wciąż tli, czasem przygasa a czasem wybucha z ogromną siłą, zwykle wtedy, kiedy się tego nie spodziewam, najczęściej w najmniej stosownych chwilach, jak na przykład wtedy, gdy stoję w kościele na mszy i śpiewam wśród nocnej ciszy a w głowie mam tylko Twoją twarz, rozbitą na tysiące kawałeczków, na mikroskopijne ślady Twojej obecności, zatarte spojrzenia, słowa i gesty. Buduję z nich nową rzeczywistość, buduję z nich Ciebie, by wreszcie móc stworzyć siebie przeglądając się w Twoich wyimaginowanych oczach, potem wymyślam tysiące scenariuszy z jednym i tym samym początkiem, z jednym i tym samym końcem. Wreszcie wybieram ten najbardziej prawdopodobny i myślę o nim tak intensywnie, aż zaczynam wierzyć, że jest prawdziwy, wierzę przez całą mszę, wierzę kładąc się spać, wierzę tak mocno, że pod zamkniętymi powiekami scenariusz istotnie staje się prawdą. Ale potem otwieram oczy i patrzę w sufit a cała Twoja wyimaginowana postać rozpada się na cząsteczki niebytu. W pewnym sensie sama też ginę, bo uwierz mi - niełatwo jest trwać bez istnienia.

Nie, nie jest dobrze, to jest chyba tak zwana histeria, to jest chyba tak zwana utrata nadziei, ktoś kiedyś powiedział, że utrata nadziei to największa tragedia, choć może nikt tego nie powiedział, tylko sama teraz sobie to wymyśliłam, tyle że jeśli sama to wymyśliłam to nie najlepiej mi to wyszło, bo tragedia do mnie nie pasuje, prędzej tragifarsa, najprędzej groteska, z bohaterów tragicznych nikt się nie śmieje, bohaterowie tragiczni snują się po scenie z grobowymi minami, w ciemnych szatach, budząc powagę i wyciskając łzy a ja raczej chodzę raźnym krokiem, lubię różowe sweterki i nie sądzę, bym budziła swym zachowaniem powagę.

Nie wiem czemu boli mnie skóra, boli mnie przy dotyku, boli mnie nawet przy polewaniu jej wodą, zastanawiam się czy to objaw choroby somatycznej czy tylko zadziałał mechanizm przeniesienia, szczerze mówiąc wolałabym to drugie, wtedy istniałaby szansa, że to w środku przestanie boleć, tym bardziej, że boli mnie też oko. Napierdala mnie, wybaczcie, permanentnie od miesiąca. Coś tam mam, coś tam siedzi i mnie kłuje, początkowo myślałam, że to wina soczewek, ale jednak nie, to nie soczewki, pani doktor mówi, że tam nic nie ma, więc to boli tak po prostu, kłuje i gryzie, wbija mi pazury w rogówkę i przeciąga powoli, skrupulatnie, żeby bolało jak najdłużej, wgryza się pod powiekę i drąży kanał prosto do mózgu. Płaczę więc cały czas, ludzie patrzą i pytają co się stało a ja tylko pociągam nosem, ocieram kolejną spływającą łzę i mówię, że to nic, że to tylko oko, że ja tak już mam, taka cecha zmienna osobniczo, nadprodukcja łez, nic wielkiego, nic strasznego. Niech boli, niech łzawi, mam przynajmniej wymówkę dla mojego nastroju, załzawione oczy są w pełni usprawiedliwione, niczego już nie trzeba tłumaczyć, nic nie należy robić, nic nie trzeba robić, można tylko z martwym uśmiechem patrzeć w nieokreślony bliżej punkt przestrzeni i udawać, że się na coś czeka.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

niech się zjawi Ktoś, kto będzie umiał permanentnie wyleczyć Twoją epiforę...! (i jak wiadomo nie życzę Ci w tym momencie dobrego okulisty ;))


(myślę, że teraz Grr powinna napisać STOP PNEUMOKOKOM ;))

Anonimowy pisze...

ach... martwisz mnie Katrino...martwi mnie Twoja rogówka, i stan. Martwi mnie.
i rozumiem Cie, nawet nie wiesz jak dobrze, jak permanentnie, odgrywanie bohaterki groteskowej -tragikomicznej nie jest mi obce, czuje sie tak ...właśnie tak...a oczy mojej wyobraźni, przenikają materię, materię rzeczywistości i daja pochłonąć sie iluzji,która na wskrość przeszywa moje myśli, czasem boję się ,że granice sie zatrą...tyle ,że wtedy nie będzie mi już zależało, wtedy będę miała swoj własny świat, ładnie to brzmi;], whitout any zmartwienia, whitout any troski. Stan depresyjny-reaktywacja. Tkneło mnie by 'Cię' odwiedzić, i o ironio-trafiłam na podobne samopoczucię... los sobie DRWI!

Anonimowy pisze...

ps.lubię Cię 'poczytać', wtedy mogę byc dumna ,że znam kogoś tak smart... ;)*