niedziela, listopada 26, 2006

Arahja

Wolę nic nie mówić, bo kiedy mówię to mam wrażenie, że się duszę, że zaraz umrę zaduszona własnymi słowami, tym bełkotem, z którego nic nie wynika, który nic nie przedstawia i który bardziej męczący jest dla wszystkich niż potrzebny. Z obawy przed uduszeniem przestaję też myśleć, bo dławię się każdym patetycznym frazesem, który przychodzi mi do głowy na opisanie tego, co czuję, krztuszę się swoją płytkością, która wychodzi na jaw za każdym razem, gdy tylko zwerbalizuję te banalne wyładowania neuronów. Mam ochotę wręcz krzyknąć, że to nie o to mi chodziło, że nie w tym rzecz, ale to obligowałoby mnie do wyjaśnienia, o co mi chodziło i w czym rzecz, a przecież nie potrafię tego określić, więc lepiej będzie milczeć. Chyba w którymś momencie stałam się nadmiernie histeryczna, rozdzierająco melancholijna, co doprowadziło mnie wreszcie na skraj znienawidzonego przeze mnie kiczu. Tak, moi drodzy, przeszłam na stronę kiczu, wcale mi się tu nie podoba, chciałabym wrócić do oryginalności i świeżości i prawdy (bo prawda Was wyzwoli), ale chyba zbyt daleko zaszłam w kłamstwie, by zawrócić, więc będę pewnie pogrążała się z każdym dniem, z każdym niechętnie wypowiedzianym słowem, z każdym sztucznym uśmiechem, z każdym pustym gestem. I to nie zależy ode mnie, naprawdę, to nie ja się wpakowałam w tę tragifarsę, wepchnięto mnie w nią siłą, ja naprawdę wolę żyć w prawdzie, ale mi nie wolno, ja muszę udawać, bo inaczej wszystko stracę a przecież nie chcę zostać emocjonalnym bankrutem.

Ksiądz przed mszą namawia do wspólnego śpiewania Podnieście bramy swoje szczyty a ja się zastanawiam, gdzie bramy mają szczyty i jak mogą je podnosić, nie jestem w stanie otworzyć ust, nie mówiąc już o wydawaniu z nich dźwięków, więc siedzę na schodkach konfesjonału z tymi wszystkim esdeemowymi młodocianymi, którzy silnie wierzą i mocnym głosem śpiewają podnieście bramy swoje szczyty i zastanawiam się po raz kolejny w moim krótkim życiu co ja tu robię, ja tu nie pasuję, nie jestem nawet pewna, czy chcę tu być. Jednak siedzę, stoję, klęczę twardo do końca, bo kazanie jest całkiem mądre, całkiem jakby do mnie, kaznodzieja każe mi wybierać między liczeniem tylko na siebie a zawierzeniem się innym ludziom, mówi, że druga opcja jest mniej racjonalna, ale znacznie lepsza, że opcja pierwsza to wybór życia w strasznym nieprzyjaznym świecie i ojciec pewnie ma rację, ale sorry proszę ojca, ja mimo wszystko wybieram racjonalną opcję a. Opcja b nadaje się dla tych wszystkich wspaniałych młodych ludzi z plecakami na grzbiecie i misją zbawiania świata w głowie, a ja mam tylko małą torebkę na ramieniu i w głowie misję przetrwania kolejnego dnia bez nadmiernej histerii. Zresztą, znowu kłamię, znowu popadam w kicz, bo w końcu jest tych kilka ofiar, na których polegam, które mogą polegać, o które się martwię zupełnie bezwolnie, więc niechcący chyba wcielam w życie opcję b, ale o tym mówmy szeptem, najlepiej w ogóle nie mówmy, oficjalnie jestem na a, bo tak jest łatwiej funkcjonować - taka filozofia lepiej się sprawdza w życiu codziennym, wyjątki od reguły w końcu zawsze się zdarzają.

W piątek spotkałam żebraka, takiego zobojętniałego pięćdziesięcioletniego pijaka patrzącego martwym wzrokiem w płytę chodnikową, wyciągającego mechanicznie rękę z pustym plastikowym kubkiem w stronę przechodniów. On nawet nie liczył na te pieniądze, chyba po prostu nie chciało mu się wstawać, tym bardziej chciałam mu je dać, ale się spieszyłam bardzo na bardzo ważne zajęcia z psychologii, więc nie miałam czasu, żeby się zatrzymać, wyciągnąć portfel, poszukać drobnych i schylić się, żeby je wrzucić do kubka, obiecałam sobie zrobić to, kiedy będę wracać. Nawet przygotowałam wcześniej pieniądze, wrzuciłam je do kieszeni płaszcza, żeby nie musieć potem szukać, ale żebraka już nie było, został tylko pusty kubek i pełna kieszeń.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ty to własnie wyglądasz na całkiem zrównowazoną osobę .good control :)
genialne spostrzezenia , co do powolnej ucieczki w kicz , niekontrolowane strzały potencjałów w jakiś obwodzikach z mózgu to rzeczywiście teraz plaga:) ja to mam na bank !!! proponuje to jakos opisac i zaklasyfikowac jako nową jednostke chorobową:P