poniedziałek, października 16, 2006

Państwo się pewnie spodziewają nowej notki, niecierpliwią się może, klikają w link, wpisują adres, za każdym razem z nadzieją, że może tym razem, że może wreszcie, Ka. po raz kolejny wyrzuciła swe mentalne wnętrzności w internetową nicość.
Póki co jednak Ka. mentalnie głoduje, nie ma czasu na duchowy pokarm i metafizyczne trawienie, bo wychodzi z domu o 7 rano i wraca o 23, bo czas spędza obserwując kraniotomie, wycinanie guzów czy embolizacje tętniaków - dziwnie jest być jedyną kobietą wśród dwudziestu chirurgów, wzbudzam niezdrowe zainteresowanie, dopiero na sali operacyjnej przestaję się wyróżniać. Tam jest tylko maska na usta, chustka na włosy i aseksualne zielone ubranie. Tam się tylko liczy kraniotomia (odpreparować skórę, wykonać cztery odwierty i przeciągnąć piłką), odpreparowanie opon mózgowych i dotarcie do guza. Zdecydowanie najbardziej bawią mnie tętniaki, podoba mi się ten wielki mikroskop, pęseta i szczypce, angiogramy na ścianie i wielki monitor, przed którym siedzę oglądając czerwono-purpurowy tętniący mózg. Rzeczywiście są rzeczy, o których nie śniło się filozofom.
Brak Ka. czasu na witaminy z mądrych słów i pięknych myśli, bo zdarza jej się o dziwo uczyć na zajęcia, bo usilnie stara się opanować figurę butterfly w czasie kursu salsy (póki co wychodzi jej zdecydowanie marnie, ale może dzięki umiejętności liczenia do ośmiu oraz całkiem gibkich biodrach, zacznie w końcu wychodzić dobrze), bo ma nieco do nadrobiena z zakresu języka Gallów, bo włóczy się weekendami po krakowskich klubach spotykając w najmniej odpowiednim momencie McD a chwilę potem McS, bo piecze czekoladowo-pomarańczowe muffinki, ewentualnie wiśniowo-gruszkowe, ewentualnie jak już muffinki się jej znudzą to robi szarlotkę, bo zajmuje się bardzo przyziemnymi rzeczami, nie mając czasu ani chęci na blogowe rozważania.
Uzbrojcie się więc w cierpliwość, komu jeszcze się nie znudziło, bo ten stan Ka. może jeszcze trochę potrwać.

10 komentarzy:

Melon pisze...

Juz nigdy nie bede jadl i czytal Twojego bloga jednoczesnie...
Identity? WTH?

Anonimowy pisze...

A ja poprosze wiecej takich szczegolowych opisow;-). W zasadzie nie obrazilabym sie gdyby ktos, kiedys zamiast np. na koncert podaral mi bilety na jedna z takich fascynujach operacji;-).
Pozdrawiam

Kate pisze...

W środę kolejne perypetie na neurochirurgii - postaram się napisać co było i jak było w miarę szczegółowo :)

Anonimowy pisze...

O nie, sorry, ja MUSZE dostac przepis na te czekoladowo-pomaranczowe, tak?

Wujek Zdzisek z Ameryki pisze...

to ja poproszę o kawałek szarlotki :-)

Kate pisze...

Cash, najpierw muszę podziękować za przepis na wiśniowe - formę niedawno dostałam i dopiero teraz mogłam je docenić. A jeśli chodzi o czekoladowo-pomarańczowe to proszę bardzo:
Najpierw składniki:
150 g masła
szklanka cukru
2 jajka
pół szklanki mąki ziemniaczanej
pół szklanki mąki pszennej
łyżeczka proszku do pieczenia
czubata łyżka kakao
100 g posiekanej czekolady gorzkiej
sok i skórka z jednej pomarańczy

Masło miksujesz z cukrem, dodajesz jajka i znów miksujesz. Dodajesz wszystkie pozostałe składniki i mieszasz. Przy nakładaniu do formy nie dawaj za dużo masy (tak prawie do pełna), bo wypłynie przy pieczeniu (i tak wypłynie, ale jak dasz za dużo to nie będą takie ładnie wypukłe tylko dziwnie zdeformowane). Ja przed pieczeniem jeszcze dekoruję wisienką i migdałami :)

Pieczesz ok. 10-15 minut w 200-210 stopniach. Nie wyciągaj ich z formy, dopóki nie ostygną - są bardzo delikatne i łatwo się kruszą, za to w smaku... niebo w gębie :)

Wujku w takim razie proszę dać znać, kiedy będziesz w Krakowie - z przyjemnością upiekę szarlotkę na tę okazję i z jeszcze większą przyjemnością Ciebie i Słonia poczęstuję :)

Kate pisze...

Aaa i jeszcze do Krzyska, o co chodzi z Identity? I z jedzeniem i czytaniem bloga? Nie było przecież drastycznych opisów. No chyba, że się znieczuliłam już...

Anonimowy pisze...

O Boze, a teraz stracilem tozsamosc (Krzysiek) i zyskalem nowa. WTH?

Kate pisze...

Co?

Melon pisze...

Za młoda jesteś, żebym Ci o takich rzeczach mówił...