sobota, czerwca 24, 2006

Ja już tylko patrzę, ja już tylko słucham Interpolu, ja już tylko słucham Interpolu i patrzę, bo właściwie wszystko inne jest już ponad siły.
Więc zielone Planty, więc lepkie ciepłe powietrze, więc szare chmury nade mną, szary asfalt pode mną. Starsze panie z odwiecznym dylematem "rosół czy pomidorowa", małe uśmiechnięte dziewczynki z dużymi uśmiechniętymi mamusiami i z dużymi poważnymi tatusiami, rozkoszne zakochane pary obściskujące się na ławkach (takie Pervigilium Veneris bez niepotrzebnych słów), zataczający się panowie, którym z życia pozostało piwo Tatra i złotówka w kieszeni, rozkrzyczani łysi chłopcy w za dużych spodniach, chude blond piękności w różowych bluzeczkach i białych spódniczkach do pół pośladka, zdegustowani panowie w garniturach i licealiści pijący wódkę tuż pod szkołą, szczerze przekonani o swojej wolności, walczący o nią za pomocą paczki elemów i flaszki ukraińskiej Niagary. Zresztą może rzeczywiście są wolni, może rzeczywiście to ich ostatni czas złudzenia wolności. W końcu potem każda podjęta decyzja okazuje się żałośnie poważna i komicznie brzemienna w skutki. W końcu potem każdego dnia, sznur z brzemiennych w skutki decyzji zaciska się coraz mocniej na szyi, codziennie mocniej, codziennie o jedną decyzję więcej, o jeden skutek więcej. Taka powolna śmierć przez uduszenie.

To mi się wszystko wali w zdecydowanie złym stylu, w zdecydowanie złym guście, w zdecydowanie nieodpowiednim punkcie pieprzonej czasoprzestrzeni, która zagina się i zapełnia swoją nieskończonością głupoty i bezsensu wszystkie cykle wdechu - wydechu, otwarcia zastawki aortalnej - zamknięcia zastawki aortalnej, snu i czuwania. Stoi przede mną w lustrze, uśmiecha się ironicznie i syczy do ucha, że cokolwiek zrobię, czegokolwiek nie zrobię, Na+/K+/ATPaza i tak będzie pompować jony sodowe na zewnątrz a potasowe do wewnątrz utrzymując mnie przy życiu i nawet gdybym chciała ją zniszczyć, gdybym wreszcie chciała się zemścić za ten bezmyślny upór w usuwaniu jonów Na i wprowadzania jonów K do komórki, gdybym wreszcie zemściła się za lata wykorzystywania mojej energii na to bezsensowne działanie, to i tak, i tak w ostatecznym rozrachunku ona wygra, napinając mi mięśnie i wykręcając kończyny w tej jej ostatniej zabawie, w tej jej makabrycznej grotesce, w tym jej złowieszczym rigor mortis.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

ło rany.. Kasia, cóż za makabryczna wizja..Ja niedawno przeczytałam "The Picture of Dorian Gray" i jestem zachwycona wszystkim, co z makabrą ma jakikolwiek związek. Z tego powodu nieustannie zerkam w lustro aby spojrzeć na me oblicze..
Pamiętaj - życie jest bólem,a potem się umiera.. Ja też pocieszam się myślą,iż kiedyś moje cierpienie zostanie wynagrodzone i doczekam się miłej i łagodnej śmierci we śnie :)
Tymczasem możemy redukować mękę żywotną lodami truskawkowymi lub poprzez kontemplowanie różowych kwiatuszków na wyblakłej tapecie w sklepie papierniczym..
Zawsze też możesz zaprzedać duszę za cenę wiecznej mlodości, tak jak Dorian :)
Pomyśl , ile czekolady można zjeść w czasie wiecznosci :)

Anonimowy pisze...

Na Wiankach była??
Bo ja mało co nie usiusiałam jak jedna taka niunia wrzeszczała :ROBERT GNIECIESZ MI CYCKI! he he.

Kate pisze...

M-G, Ejjj, poczesało mnie... Jutro jak się zdenerwuję przed egzaminem to se przypomnę "Robert, gnieciesz mi cycki" i mi przejdzie:D

Szatanek, budyń zjadłam ;)

Kate pisze...

Bardzo dziękuję za trzymanie kciuków :) Trudno cokolwiek powiedzieć na razie, ale byłabym naprawdę bardzo zdziwiona, gdybym zdała :)

Anonimowy pisze...

DŻIZES KRAJST!!! Jeszcze troche a zaczne na Ciebie mówić Przerwa-Tetmajer...;>

Anonimowy pisze...

Jejjj, jesli to komplement to bardzo mi milo :)