poniedziałek, maja 08, 2006

I po weekendzie...

Ogólnie rzecz biorąc długi weekend wyprał mnie z wszelkich emocji i depresyjnych myśli, co zresztą jest całkowicie naturalne biorąc pod uwagę fakt, że zajmowałam się tak skomplikowanymi problemami jak:

- doradztwo personalne w sprawach żywieniowych ("Kasiu, jak myślisz - podać pieczeń czy roladki?", "myślisz, że trzy torty, trzy placki i kremówka to nie będzie za mało?", "60 kapuśniaczków wystarczy?")
- wytrzymałość układu kostno-mięśniowego na działanie sił sprężystych ("Olka nie skacz po mnie!", "Julka wyrwiesz mi rękę!", "Michał, na litość boską, przestań mnie łaskotać!")
- wyjasnienie pojęć fizjologicznych, anatomicznych i histologicznych w sposób zrozumiały dla bardzo dociekliwej ośmiolatki ("Kasiaaa, a jak oddychamy?", "Kasiaaa, a z czego zbudowana jest skóra?", "A jak wygląda serce?")
- biografie i charakterystyka najsłynniejszych pedagogów I LO w J. ("A Kobra dalej uczy i sieje terror?", "Czang dalej chodzi z głową przekrzywioną na prawo?", "Willy wciąż zadaje po dziesięć stron zadań?")
- współczynnik korelacji między zapadalnością na choroby neurologiczne a przygotowaniami do Pierwszej Komunii (Mama - zapalenie nerwu przedsionkowego, tata koleżanki Oli - zapalenie nerwu twarzowego)

i wreszcie: testowanie obciążenia maksymalnego walizki na kółkach (nie rozumiem dziwnych spojrzeń ludzi w pociągu - przecież musiałam wziąć białą spódnicę. I czarną sukienkę. I 10 bluzek. I jedzenie. I książki. No. To się uzbierało...)

Obecnie moje problemy są równie ważkie - w końcu od znajomości przebiegu replikacji DNA zależeć będzie w przyszłości życie moich pacjentów a niepooglądanie kolejnego odcinka "Grey's anatomy" grozi chorobą psychiczną lub rezygnacją ze studiów. Chwilowo nie mam więc czasu na rozważania egzystencjalno-filozoficzne i właściwie to na produkowanie się na blogu też nie bardzo. Uciekam więc życząc wszystkim równie miłego braku czasu...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

walizki jeżdżące to nic... ja wszystkie zostawilam w krakowie i musialam się zabrać z domu z torbą o wadze 432434kg, ktora obijala mi nogi i produkowałam się pod nosem niecenzuralnie mocno!

Anonimowy pisze...

Hahaha :D Od razu przypomniała mi się scenka rodzajowa z lotniska w Paryżu. Pewna elegancka pani stała przy taśmie, po której przesuwają się bagaże. Patrzyłem na nią, bo miała bardzo elegancki płaszcz i kapelusz. Nagle kobieta wpadła w furię, zrobiła się czerwona i zaczęła niemiłosiernie krzyczeć w jakimś dziwnym języku. Okazało się, że w czasie przepakowywania z samolotu, jej waliza otworzyła się i wszystkie ubrania zaczęły się wkręcać w tę taśmę bagażową. Zdjęła więc szpilki, rzuciła się więc w stronę swojej torby, siadła okrakiem na wciąż poruszającej się taśmie i szarpała z całej siły za swoje: stringi, biustonosze caeteraque. Wszyscy ludzie stali jak wmurowani, tylko strażnik nacisnął jakiś guzik i taśma się zatrzymała. Później zjawił się jeszcze menedżer lotniska z jakąś zapasową walizką, zaczął się gęsto tłumaczyć i przepraszać :>

Anonimowy pisze...

Gdzieś tam pisałaś, czemu zablokowałam bloga. Otóż - siostrzyczka dopadła adres.

hasło: wiosna. Tutaj mnie nie znajdzie, więc mogę podać :)

Anonimowy pisze...

Katrina weekend był udany,nie mów że nie ...a ja mam nadzieje że zobacze zdjęcia Oli z komunii... tylko musimy sie spotkać zanim sie rozjedziemy do dalekich Krajów;d!