środa, kwietnia 26, 2006

Zświetlikowanie

Głodna jestem. Głodna jestem od chwili otwarcia oczu rano do ich zamknięcia wieczorem - śniadanie poprawia sytuację na bardzo krótko, podobnie obiad, podobnie kolacja. Nic nie pomaga - jest 22.34 i jestem dalej głodna i nie powinnam już jeść, ale i tak jem. Figi jem, ale mi nie smakują, więc zapijam je piątą kawą i dalej jestem głodna. I zmęczona, wyjątkowo zmęczona jestem, choć nie męczę się raczej niczym, chyba że sobą, ale to się nie liczy, bo sobą się męczę na okrągło. Więc jestem zmęczona niewiadomo czym i chce mi się spać, ale przecież nie zasnę, bo wypiłam piątą kawę. I tkwię w półstanie półsnu, półzmęczenia, półznudzenia i z półobrzydzeniem czytam, że "w fazie ustnej pokarm, odpowiednio rozdrobniony i zmieszany ze śliną, zostaje w akcie żucia uformowany w postaci jajowatego tworu". Przy "jajowatego tworu" półobrzydzenie przechodzi w obrzydzenie, więc z obrzydzeniem zamykam skrypt i po raz tysięczny sprawdzam pocztę, po raz milionowy wysyłam kolejną głupią wiadomość do H. i po raz trylionowy zerkam na last.fm.

Życie jest piękne, słońce świeci i wszystko jest cudowne. Tyle, że mnie jest obojętne, czy jest pięknie czy nie, czy świeci czy nie, czy cudownie jest czy też wręcz przeciwnie. Bolą mnie oczy, bolą mnie mięśnie, boli mnie mózg. Mam bowiem w mózgu autostradę wielopasmową bez ograniczenia prędkości i świszczy mi dziś w głowie aż do ogłuchnięcia, aż do opuchnięcia, aż do niewiadomo-czego-ęcia.

I zgadzam się dziś ze Świetlickim we wszystkim - i w tym, że "nigdy papieros nie będzie taki smaczny a wódka taka zimna" i w tym, że "zwinięty w kabłąk spoglądam z łóżka jak dnieje i płaczę, wewnętrznie płaczę" a przede wszystkim w tym, że "ja już nie chodzę, ja leżę... patrzę w sufit".

A jeśli w piątek asystentom przyjdzie do głowy mnie zapytać i nie będzie to pytanie o Świetliki czy Radiohead, albo też o filozofię Kiriłłowa czy historię Wsiewodołowicza to jedyne co będę mogła i chciała im odpowiedzieć to to, że "ja to wszystko pierdolę. Jestem w nastroju nieprzysiadalnym."

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

lincz na bloggera, bo nie pozwala mi komentować!

no więc raz jeszcze: zakochałam się w tej notce! kocham Kiryłłowa (jeden jedyny bohater z "Biesów", którego po prostu lubię) oraz "Nieprzysiadalność" jest moim hymnem średnio co drugi dzień oraz ECH.

Kate pisze...

Ej, więc ja chciałam zauważyć, hrk, że mnie dziś opierniczyłaś i właściwie to Ty powinnaś być zlinczonwana, ale ponieważ kochasz Kiryłłowa to Ci wybaczam :P

Anonimowy pisze...

Kasiu,z wielkim żalem muszę stwierdzić,że źle z Tobą.. To ten przeklęty kraków tak negatywnie na Ciebie wpłynął,w dodatku sąsiedztwo robala też Ci nie pomaga, nie szkodzi,że się wcale nie znacie..
Strasznie żałuję,że nie zobaczyłyśmy się,kiedy święta były..Pewnie nie mam co liczyć na to,że przyjedziesz na długi weekend?
Swoją drogą to dobrze by Ci to zrobiło, nie ma to jak jarosławskie powietrze, multum wydarzeń kulturalnych, świetnie wyposażone kino :>
Odpuść sobie te kawy, neurologię czy co tam jeszcze masz..Idz na spacer,wyśpij się, zjedz coś lepszego niz te paskudne figi (może stringi lepiej smakują?:P)i poczuj wiosnę :) Bo wreszcie przyszła :) Nawet ja przestałam cierpieć na ból istnienia,a to zobowiązuje!
Kiss you and miss you :**