sobota, kwietnia 22, 2006

Siedzę na zajęciach z francuskiego obok totalnego nudziarza, który smęci o swoich dziwacznych studiach lub też usiłuje w pokrętny sposób wyłuszczyć swoje poglądy, przy okazji czerwieniejąc z bezsilności, że nie potrafi do nich nikogo przekonać. Wgapiam się w okno, co chyba nie jest zbyt grzeczne, bo w końcu jest nas tylko czworo na sali, po chwili nawet zaczynam ziewać, ale pani H. patrzy na mnie porozumiewawczo i czuję się rozgrzeszona w moim braku zaangażowania w jałową dyskusję. Z ulgą wychodzę, mając poczucie, że niewiele dziś skorzystałam z lekcji.

W drodze do domu kupuję jeszcze tulipana i gazety, i wsiadam do tramwaju. Za mną wsiada starszy sympatyczny pan z wnuczkiem w wózku. Wnuczek to prześliczny blondynek o błękitnych nieobecnych oczach i otwartej buzi, z której dobiega nieokreślony krzyk. Wygina plecy w łuk usiłując wydostać się z wózka, a kiedy mu się nie udaje zaczyna płakać. Płacze takim płaczem, jakiego jeszcze nigdy u żadnego dziecka nie słyszałam, mając ten trudny do opisania wyraz twarzy, jakby chciał powiedzieć o niezrozumieniu, o nieprzynależności do tego świata, o bólu i cierpieniu.
Wszyscy wokół odwracają z zawstydzeniem wzrok, starszy pan poprawia czapkę małemu i usiłuje go uspokoić.
Z uporem maniaka wpatruję się w żółtego tulipana i powtarzam jak mantrę, że nie będę płakać.
Przecież nie będę płakać.
Przecież ja nigdy nie płaczę.


"Breathe me" Sia na zmianę z "Sad eyes" Josha Rouse'a

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

nie płacz, już w sierpniu Twój ślub wszakże :>

Kate pisze...

No w końcu świadkiem będziesz, jak mnie Brandon Flowers będzie poślubiał :P
Jakie on ma oczyyyyy