poniedziałek, kwietnia 24, 2006

Przypominam sobie licealne, babskie wieczory z N., M., E., B. i A. Przypominam sobie te wieczory, mocno zakrapiane alkoholem, z dużą ilością chipsów i paluszków, pełne całkowitej beztroski. Przypominam sobie tę wolność od kłopotów i problemów, od konsekwencji ważnych decyzji. Przypominam sobie trzymanie się ścian, by dojść do ubikacji, objadanie się lodami, głupie dowcipy i oglądanie filmu ze studniówki. Przypominam sobie wszystkie głupoty i wszystkie sekrety, z których się sobie zwierzałyśmy.
Przypominam sobie to wszystko i tęsknię. Tęsknię za tą wolnością, za tą beztroską, za tymi przyjaźniami, które wydawały się być przyjaźniami na zawsze i po grób. Tęsknię tak, jak za kimś, kto umarł, tą tęsknotą zmieszaną z poczuciem nieodwracalności (bo już jesteśmy starsze, bo dużo nas dzieli, bo każda poszła w inną stronę, bo wszystko się zmieniło) - czyli tą najgorszą z możliwych tęsknot.
Ale piję czerwone półsłodkie i przez chwilę mam wrażenie, że istnieje jednak jakiś sposób, by można było do tego wrócić.
Niestety, czerwone półsłodkie nie daje mi już odpowiedzi, jaki to sposób.


6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

a wszystko to kwestia wyborów życiowych i tego co ustawiamy w naszej hierarchii wartości jako priorytety... codziennie podejmujemy decyzje co, gdzie, kiedy, jak i z kim - co zawsze ma swoje konsekwencje, których gołym okiem nie widać, a dają znać nam o sobie później, przy lampce wina... ale czy to źle?
każdy z nas codziennie walczy po swojemu o idnywidualne, prywante, szczęśliwe "ja", realizacje marzeń i poczucie spełnienia - egoistyczne, ale prawdziwe.
jest cel i są środki, aby ten cel zrealizować. mijają nam wiosenki, jarosław zastępujemy wielgachnym miastem, liceum - studiami, a przyjaciół... nowymi ludźmi, którzy są nowymi kandydatami na nowych przyjaciół...
po tamtych pozostają wspomnienia, bo oni poszli taką samą drogą, i już nigdy nie będzie tak samo.
więc czy to naprawde była przyjaźń? jaka jest w ogóle definicja przyjaźni? czy określa ona ilość, częstość i intensywność interakcji? czy trzeba wiedzieć o drugiej osobie wszystko, żeby móc ją nazwać przyjacielem? czy sam fakt, że możemy na kogoś liczyć to jest już przyjaźń? czy kilka butelek wódki w poczuciu wolności i beztroski to przyjaźń?
ja też tęsknię, zadaję sobie te pytania i nie wiem. i żałuję. że to co było już nie wróci. że nie wykorzystałam tego tak jak powinnam, że pozwoliłam odejść tym, którzy wypełniali kiedyś moje życie. ale to też był ich wybór. nikogo na siłę przy sobie nie zatrzymamy.
ale czy jest sens tak rozmyślać?
czy nie lepiej cieszyć się z tego co jest? bo wbrew dołującym refleksjom nie wszystkie mosty popalone... Najlepszym przykałdem jestem ja, Mała, może nawet Kosa... wystarczy tylko dać sobie szanse i troche czasu...
popatrz na to z optymizmem... ja próbuje...
buziak Kasik mój kochany:*:*:*

Kate pisze...

Achh no to wszystko to prawda tylko jak się tak dorasta (jak to patetycznie brzmi) to w pewnym momencie chciałoby się uciec od tej dorosłości a liceum to taka ostoja beztroski :)
Łukasz, czerwonego półsłodkiego było wczoraj hmm chyba troszkę za dużo nawet, ale było takie dobreee ;P
Żaba, wiesz ja myślę, że na tym danym etapie to była przyjaźń - minęła niestety, ale to była przyjaźń. To tak jak się zastanawiać nad dawnymi miłościami. To po prostu były przyjaźnie, które nie przetrwały próby czasu (z wyjątkiem Ciebie i w moim przypadku Xjonga :) )

Anonimowy pisze...

No dobraaa, zamiast czerwonego spróbuj balsamu pomorskiego zobaczysz CO wtedy potrafi wyobraźnia ( tylko nie naoczna zmysłowość )

Anonimowy pisze...

Eeeh, mam to samo :/ Rzadko widuje się, ze znajomymi, niektóch to wcale nie widzę, bo studiują gdzie indziej. Ale jak już się spotykamy...

Kurcze, za dwa lata kończe studia. Choroba, wtedy dopiero będzie przerypane. Od 9 do 5, zjeść, sen, od 9 do 5, zjeść, sen.

Wtedy, to już praktycznie nie będzie czasu żeby spotykać się ze znajomymi. Każdy pójdzie swoją drogą, znajdzie sobie żone, albo męża. Część tych znajomości się rozleci, część przetrwa próbę czasu.

Boże, wiem, żałosny wywód...

Wujek Zdzisek z Ameryki pisze...

Ludziska, dajcie se na looz, bo trzeba będzie zrzutę na leczenie depresji robić :-).

Melon, Ty się do Francji wyprowadzasz, że Ci się marzy "nine-to-five"? Z ich skróconym tygodniem pracy może Ci się uda pracować 9-2-5 pięć dni w tygodniu :-). A może szukasz ciepłej posadki przy korytq w Kaczogrodzie? Bo 9-2-5 to w dzisiejszych czasach marzenie ściętej głowy.

Moi znajomi zostali w Lechistanie. I widuję ich tylko przez Internet. Dobrze, że od czasu do czasu można virtualnie piwo grzmotnąć i fajkę zaqrzyć, ale żeby się całą gromadą złotać, to już bez szans. A tą lokalną garstkę, którą poznałem za oceanem to widuję raz na ruski miesiąc, bo nie ma czasu.

"A więc setka wódki i na zdrowie..." Cieszyć się studiami, póki jeszcze są. Długi weekend idzie (nie dla wszystkich:-), zebrać ekipę, jechać w Tatry, przejść przez Czerwone, zachlać dzioba w Pięciu Stawach... Ech, rozmarzyłem się :-)))...

Kate pisze...

M-G, balsam pomorski - co to jest??????

Wujku,dajemy na luz. Co racja to racja, w końcu wciąż jeszcze jest sie z kim spotkać. Poza tym są większe problemy... jak chociażby rozlane perfumy...