sobota, kwietnia 01, 2006

Pierwszy kwietnia

Dzień był piękny. Rozpoczął się o godzinie 8.17 telefonem od taty, radośnie oświadczającego, żebym mu natychmiast otworzyła drzwi (nie zapominajmy, że o godzinie 8.17 w sobotę moja kora mózgowa charakteryzuje się aktywnością elektryczną w postaci li tylko fal delta)
Jakie drzwi?
- mruknęłam do słuchawki
No jak to jakie? Od mieszkania! Stoimy i czekamy przecież!
Będąc wciąż pod wrażeniem snu, w którym to ukrywałam przed rodzicami mojego kochanka (a była to miłość po grób - przynajmniej tak wynikało z fabuły snu), wymamrotałam coś w stylu zaraz otworzę, wygramoliłam się z łóżka, przezornie schowałam butelkę z winem, które wczoraj zapodawałam sobie do seansu filmowego (Ach po trzykroć dla "Capote" - Ach, Philip Hoffman! Ach, Bennett Miller! Ach, Adam Kimmel!) i otworzyłam drzwi. Oczywiście nikogo nie było. Owionęło mnie chłodne wiosenne powietrze a ja nagle otrzeźwiałam. Pierwszy kwietnia. Jasne. Świetnie. No jak zwykle. Nikt się NIGDY nie nabiera, tylko ja.
Wykręciłam stosowny numer, burknęłam mamie do słuchawki "Przekaż tacie, że to NIE było śmieszne", po czym... wróciłam do łóżka. Zasnęłam snem sprawiedliwych i zbudziłam się o 11 - kurs francuskiego trwał już jakąś godzinę. Tym razem jakoś nie miałam problemów z rozbudzeniem się i jakimś cudem zdążyłam na drugą połowę zajęć, na których zajmowaliśmy się akcją "Miłość przy straganie". Akcja prowadzona jest przez Galerie Lafayette i polega na tym, że w każdą środę ludzie samotni robiący zakupy w supermarkecie Lafayette biorą fioletowy koszyk. Jest to znak dla innych celibataires, że chce się kogoś poznać. Pomyślcie, jakie to romantyczne. Poznać Wielką Miłość przy mrożonkach, rozpocząć znajomość od dyskusji na temat serów pleśniowych lub też, jak to ujął mój kolega, pokazać ładną sztukę serca wołowego ("wiecie, to taka metafora - z sercem na dłoni"). Dyskusję zakończyła pani lektor, kiwając głową i w zamyśleniu stwierdzając "To musi być dziwne... być podrywanym na wołowinę..."

Po powrocie do domu w towarzystwie rzężącego discmana (w konkursie na nowy empeczy plejer wygrał model... lansu lansu!!) oraz żółtego tulipana udałam sie na obiad w towarzystwie M., z którym jak zwykle poruszane były tematy damsko-męskie oraz filozoficzne. Jak zwykle też, rozmowy owe spotkały się z wielkim zainteresowaniem ze strony ludzi przy sąsiednich stolikach.
Reszta pięknego popołudnia i równie pięknego wieczoru minęła mi we względnym spokoju, nie licząc lekkiego roztrojenia jaźni, gdy usiłowałam czytać o tym samym zagadnieniu w "traczyku", "konturku" i NMSie, posiłkując się jeszcze schematami z Atlasu fizjologicznego i Guytona.
Na zakończenie pięknego dnia, wspomniany już M. skutecznie podniósł mi ciśnienie oświadczając, że zeżarł podane mi przez mamę ciastko oraz bitki wołowe. No zgadnijcie co się okazało? No tak. Cholerny Prima Aprilis!

13 komentarzy:

Grr pisze...

Ja bynajmniej Cię dziś nie nabrałam :)

Anonimowy pisze...

Ludzie przy sąsiednich stolikach? Buahaha, jakoś nie zwracałem na to uwagi ;]

Kasiu, ale już jest po prima aprilis

Anonimowy pisze...

Nie bądź wodą, nie daj się nabrać =).

Anonimowy pisze...

po pierwsze, to zapomniałam, że był 1 kwietnia, bo nikt mnie nawet ne próbował na nabrać, chyba się starzeję... :/

po drugie to dobre wino + dobry film = yeeeah :)

po trzecie, to będziesz teraz wstrętnym lansiarzem z wypasionym playerem ;P i będziesz mogła wabić you-know-who na to 'lansu, lansu' (ej, mam nadzieję, że to nie on Ci się śnił nad ranem, bo będę zazdrosna ;>)

Anonimowy pisze...

A jeśli "lansu, lansu" słucha tylko muzyki na żywo bo mp3 zniekształcają dźwięk to co? nawet na nią nie spojrzy :P

Anonimowy pisze...

Popatrzy na nią, gdy będzie słuchuła muzyki z plejera i co?
"Kurcze, kiedyś słuchała muzyki z disc-man'a, czyli musiała posłuchać coś w formacie audio. A teraz? Teraz się pytam! Co teraz??? Słucha muzyki z tego mp3 plejera... Te wszystkie metalizacje, wycinanie próbek, ograniczanie pasma, zniekształcenia wysokich dźwięków... Brrr... Już nie mogę na nią patrzeć..."

Kate pisze...

Hrk, nie, niestety nie on... :/
M-G, jestem wodą...
Melon, podły jesteś - ja tu się wykosztowuję (tzn nie ja, tylko Tato, ale...), żeby podrywać McS a Ty mi tu takie teorie wysnuwasz?! Wstydź się! Zresztą, jak McS sobaczy MNIE i to jesczcze z pięknym błękitnym Mr Bean Player to się nie będzie zastanawiał nad sound quality.

Anonimowy pisze...

kim do cholery jest ten McS ?? ja MUSZĘ wiedzieć !!
Kasia, mnie moja mami nabrała na najstarszy numer świata..
ale to chyba dobrze mieć w sobie coś z dziecięcej naiwności :P

Anonimowy pisze...

No właśnie zobaczy ciebie z tym czymś niebieskim i zastanowi się po co zewnętrzna nerka? Pewnie lubi ostro popić, to potrzebuje aż trzech nerek... Ale w sumie... Na medycynie każdy pije... dużo...

Kate pisze...

Ach Melon, ach Melon, to już nie ma znaczenia. Po dzisiejszym dniu widzę kwiatki, piękne słoneczko i nawet ptaszki ćwierkoczą. I ach jaki świat jest pięęęęękny. Mam kontynuować czy już Cię mdli?:P
A jeśli jeszcze kiedykolwiek będziesz chciał pisać o jakimś zjawisko medycznym to sprawdź w książce :P

Anonimowy pisze...

Lubie Twojego tate:>...

Anonimowy pisze...

jak nie trudno sie domyśleć to pisałam ja :D ... tyle że nie wiem czemu wyświetla mnie sie anonymous choc wcale tego nie zaznaczam!!! :>
OBUZONA

Kate pisze...

Ekhem. Paola. Powinnaś być po MOJEJ stronie. To tak dla przypomnienia :P