wtorek, marca 28, 2006

Integracja - dezintegracja

Tak wyglądały zajęcia zintegrowane rok temu...














A tak w tym...














Rzecz jasna, oba zdjęcia pokazują przypadki skrajne - w przypadku pierwszym wykład dotyczył patomorfologii raka sutka a prowadząca mówiła wyjątkowo monotonnym głosem, w przypadku drugim przeraźliwie nudnego wykładu z równowagi kwasowo-zasadowej. Ale może po kolei.

Czym są zajęcia zintegrowane? Dwa dni w roku, pod rząd, odbywa się cykl wykładów dotyczących jakiejś jednostki chorobwej czy też ważnego zjawiska medycznego. I tak w tamtym roku, był to wspominany rak sutka (najpierw wykłady z tzw. podstaw - anatomia i patomorfologia a potem prawdziwy smaczek - metody leczenia połączone z transmisją "na żywo" z sali operacyjnej, gdzie odbywała się mastektomia) oraz - drugiego dnia - wrodzone choroby serca u dzieci.
W tym roku były to miażdżyca (niezwykle interesujący temat i równie interesujące wykłady) oraz równowaga kwasowo-zasadowa (o której wiele napisać nie mogę, bowiem po 2 wykładach bezczelnie się zmyłam).

Brzmi bardzo profesjonalnie i naukowo, co? No to teraz do rzeczy. Tematyka tematyką, choroby chorobami, wykłady wykładami, ale czy wy zdajecie sobie sprawę, jak bardzo podzielna jest uwaga przeciętnego studenta?! Jak wiele można robić na takich wykładach oprócz notowania i słuchania o eksperymentalnych metodach leczenia miażdżycy terapią komórkową?
I tak, dnia pierwszego, kiedy to jeden z wykładowców nie przyszedł i mieliśmy godzinę przerwy między wykładami, zdołałyśmy z G.:
- stworzyć nowy ranking najprzystojniejszych facetów
- poobserwować kilka szczególnych przypadków OIEMów i niezbyt humanitarnie ponabijać się z nich wraz z niejaką M. ("i babka chce, żeby oni coś przeczytali, a oni nie są w stanie, ponieważ gulgocą, bo zobaczyli w czytance słowo seks")
- ustalić co należy nosić tej wiosny a czego nosić nie należy NIEZALEŻNIE od pory roku (zdecydowanie odradzamy beżowe majtasy w stylu Bridget Jones oraz zbyt niskie biodrówki)
- wymienić najświeższe plotki (tzn. nie ukrywajmy bolesnej prawdy - G. uświadamiała mnie w zakresie ostatnich wydarzeń towarzyskich a ja tylko potakiwałam, bo w tych sprawach jestem jak Johnny English - nie wiem nic)
W trakcie zaś wykładów, jak zwykle wykazałam się inteligencją blondynki, zrzucając wszystko z rozkładanego pulpitu i robiąc taki huk, że pół sali obróciło się w moją stronę. Poza tym, miażdżyca naczyń wieńcowych i kardiochirurgia zaineteresowały mnie do tego stopnia, że nawet zaczęłam brać pod uwagę "sercowe" specjalizacje ;)

Dzień drugi (dzisiejszy) upłynął w diametralnie innej atmosferze. Tchnęło marazmem i niechęcią - poczynając od braw dla pani profesor S. w momencie, kiedy pani profesor po prostu zrobiła nieco dłuższy wdech i wcale nie zamierzała kończyć wykładu a kończąc na profesorze D., który spuentował wykład oświadczając bardzo niepedagogicznie, że wśród jego kolegów z roku jest dziewiętnastu profesorów, z czego siedemnastu jechało na trójkach i czwórkach ("z tamtych dwóch pozostałych - jedna była bardzo mądrą osobą a druga była wariatką"), z czego płynął wniosek jasny i oczywisty - niewarto nadmiernie się uczyć.

W trakcie zaś samych wykładów działy się rzeczy następujące:
a. notorycznie przeszkadzałam G. w nauce fizjologii, pokazując zdjęcia w telefonie ("patrz jakiego mam ładnego kotka", "no zobacz jak Ola tu fajnie wyszła", "ooo a to jest Pimpek!"), szturchając ją profilaktycznie w żebra i opowiadając o tym, jak to po raz kolejny uderzyłam się w ten sam łokieć
b. należałyśmy do grupy osób bijących brawa profesor S.
c. odnalazłysmy odpowiedniki panów McDreamy i McSteamy wśród osobników płci męskich II roku Wydziału Lekarskiego Collegium Medicum.
d. prowadziłyśmy wyszukane konwersacje pisemne na temat noszenia pierścionka zaręczynowego i chodzenia na wykłady z genetyki
e. robiłyśmy to, co wychodzi nam najlepiej - stosowałyśmy zasady stowarzyszenia NJME.

Po absolutnie nagannej dezercji z arcy-ciekawych zajęć zintegrowanych udałyśmy się do dziekanatu, gdzie pani Mira zapytała mnie podejrzliwie "Pani jest z drugiego roku? Zajęcia zintegrowane się już skończyły?". Zacukawszy się lekko wydusiłam w końcu z siebie "Yyy, przerwa jest" i uciekłam jak najszybciej się dało (zdaję sobie sprawę, że pójście do dziekanatu w trakcie zajęć nie było zbyt mądre).
Następnie udałyśmy się z G. w kierunku mojego mieszkania i zajęłyśmy się jedzeniem, mówieniem, jedzeniem, chichotaniem i znów jedzeniem, po czym dowiedziałam się, że załatwianie biletów na dobry koncert w dniu tegoż koncertu to pomysł już nie tyle niemądry, co po prostu IDIOTYCZNY a kara za pomysły idiotyczne jest bolesna - na koncert nie poszłam. Miast tego, znów przeszkadzałam G. w nauce (tym razem biochemii) a potem mokłyśmy obie pod parasolem (to jest możliwe) i z zafascynowaniem oglądałyśmy w Księgarni Naukowej opasłe dzieła pt "Chirurgia", "Pediatria", "Farmakologia" i zastanawiałyśmy się po cichu w co myśmy się wkopały, wybierając te studia. Odprowadziłam jeszcze G. na lektorat z j. niemieckiego, spotykając po drodze naszego prywatnego McSteamy'ego, który minął nas i pozostawił w stanie lekkiego oszołomienia, po czym wróciłam do domu, by zagłębić się w lekturze "Genomów" pana Browna...

I tak, proszę ja was, wyglądały zajęcia zintegrowane Anno Dominium 2006.

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

szczeklik rządzi światem! o!

Anonimowy pisze...

upodliłaś nas.... ale.. zasłużyłyśmy...

Anonimowy pisze...

McDreamy. Wystarczy, nie? (aaa)

Kate pisze...

McDreamy. Forever. And ever. And EVER.

Anonimowy pisze...

nieee, synchro McSteamy'owe to przesada!

Kate pisze...

McDreamy.McSteamy.McDreamy.McSteamy. To nie jest normalne...

Anonimowy pisze...

kim u diabła są McDreamyi McSteamy ?? :P czuję się taka wyalienowana :D

Anonimowy pisze...

McSteamy. Prawie jak McDreamy.

Kate pisze...

Ach szatanku, dowiesz się w swoim czasie :P

Melon, różnicę międzi McSteamym i McDreamym wyjaśniłam już na gg :D

Anonimowy pisze...

Zdjęcia mnie rozwaliły :D Może jakieś łóżka polowe będziecie przynosić albo karimaty, bo jeszcze skoliozy się nabawicie.

I kim u diabła są OIEMy ?? :P Czuję się taki wyalienowany :D

Kate pisze...

Ach OIEMy to skrót z któregoś z poprzednich postów - Ograniczona Infantylna Elyta Medyczna - plaga na lekarskim

Co do karimat i łóżek polowych to to nie jest zły pomysł, ale... nieco zbyt rzucalibyśmy się w oczy :P

Anonimowy pisze...

O kurczę, wesołe życie studentów? ;)

Anonimowy pisze...

zbyt byście sie rzucali w oczy ...bo teraz to niby sie nie rzucacie rozkaładając sie na ławkach i stolikach ;>...taaa zyjmy w iluzjii:P!