niedziela, grudnia 11, 2005

Neurologia jaka jest, każdy widzi...

Jak już wspominałam, ostatnie zajęcia z fizjologii odbywały się w klinice neurologicznej. Pierwsze prawdziwe ćwiczenia kliniczne. Pierwszy kontakt z pacjentem.

Zasiedliśmy w drugiej ławce. Optymalnie - wystarczająco blisko, żeby wszystko widzieć i bezpiecznie daleko od wykładowcy.
Prowadząca pani doktor - blondynka pod pięćdziesiątkę. Twarz bez emocji. Cichy głos, bez wyrazu.
Pacjent 1. - chłopak 25 lat. Spadł z rusztowania z 8. piętra - robił elewację i chciał szybciej skończyć pracę. Czaszka z prawej strony wklęsła - była konieczna trepanacja czaszki ze względu na krwiaka. Lewa ręka wciąż całkowicie niesprawna, z nogą nieco lepiej. Patrzymy ze S. po sobie: S. odwraca głowę, mówiąc "Chyba za miękki jestem". Ja po raz pierwszy na tych studiach mam ochotę płakać. Dalej jest tylko gorzej...
Pacjent 2. - pani koło 50 lat, mocno zdenerwowana. Powoli traci władzę w nogach. Upada bez powodu, prawą nogą już tylko powłóczy. Nie miała żadnego urazu, żadnych chorób, nie nosiła wielkich ciężarów. Niewiadomo co jej jest, po tygodniu badań wypuszczają ją do domu nie postawiwszy żadnej diagnozy.
Pacjent 3. - roześmiany pan. Sam z siebie się przedstawia, radośnie pokazuje jak mu drżą mięśnie, optymizm po prostu z niego tryska. Nawet wtedy, gdy mówi, że właściwie sprawną ma tylko prawą rękę, ale i ona ciągle słabnie. Zastanawiamy się ze S. co mu jest. S. szepcze "Widac po nim, że stwardnienie rozsiane". Po jego wyjściu, pani doktor mówi nam diagnozę "Stwardnienie zanikowe boczne." Żadnych możliwości leczenia. Pan w końcu przestanie nawet móc połykać i oddychać. Po prostu się udusi.
Pacjent 4. ma problemy z równowagą. Też dopiero po jego wyjściu, pani doktor mówi, że cierpi na nieuleczalną i postępującą degenerację móżdżku. Może się zdarzyć, że choroba się zatrzyma na jakiś czas. Może też być tak, że będzie postępować i w końcu całkowicie unieruchomi pacjenta.

Pani doktor widząc chyba nasze przybicie mówi po krótkiej przerwie, że teraz będzie optymistyczniejszy przypadek. Sześćdziesięcioletni pacjent z chorobą Parkinsona. Według pani doktor jest to przypadek optymistyczny, bo można stosować leczenie objawowe i nieco łagodzić skutki choroby. Pan lewą ręką w ogóle nie rusza, ledwo chodzi, nie może sam się ubrać, trudno zrozumieć co mówi, nie wspominając już o pisaniu.
Optymistyczne jak cholera.

I wreszcie ostatnia pacjentka. Na dobicie. Pokazanie w jak porąbanym kraju żyjemy. Pani ma osłabione odruchy, do kolan i do łokci niedoczulicę. Poza tym oczywiście trudności z poruszaniem się. Nasze wspaniałe państwo orzekło jednak, że pani do pracy się nadaje i zabrali jej zasiłek.

I to jest właśnie moja ukochana neurologia. Jej główną funkcją jest diagnozowanie. Mówienie pacjentom lub ich rodzinom o trwałym kalectwie, paraliżu, niepełnosprawności umysłowej, śpiączce, śmierci.
A na pytanie "Co można zrobić?" prawie niezmienna odpowiedź "Nic."

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

:(
Brak mi słów...

Grr pisze...

wyszlismy z sali wykładowej.. wydzieliśmy sześciu pacjentów.. a juz na korytarzu dało się słyszeć... "nie zrobiłam ksero z biofizyki, co bedzie jak jutro mnie zapyta?"

Kate pisze...

Grr już nawet nie chciałam pisać o zachowaniu co poniektórych, bo mi wciąż wstyd...
Vee ja wiem, że pewnie znacznie gorsze rzeczy zobaczę w czasie i już po tych studiach. Tylko jakoś tak... po raz pierwszy zobaczyłam jak bezsilna jest Wspaniała Medycyna. Niby się to wie, ale dopiero jak człowiek zobaczy na własne oczy to do niego dociera okrutna prawda. Że są takie dziedziny jak onkologia czy neurologia, w których ostatnią rzeczą, którą się robi jest "ratowanie życia". Tam się diagnozuje, ewentualnie łagodzi cierpienie, czasami przedłuża życie (mękę?) o kilka miesięcy. Przygnębiające.

Kate pisze...

Vee, to co Grr przytoczyła to naprawdę NIC. Paru bardzo inteligentnych panów, mieniących się tytułem studentów medycyny, tuż po wyjściu zaczęło wymyślać, jakie maja schorzenia neurologiczne i jakie to niby mają objawy. Słabo się robi...

Anonimowy pisze...

Kasiu, przytulam Cię mocno :*
Mnie również brakuje słów, bo tez co mozna powiedziec w obliczu swiadomości,że jest się bezradnym wobec cierpienia innych ? wszystko wydaje się być banalne ..jednak medycyna nadal jest szlachetną nauką, nie wątp w to. Dowodem niech będzie każde ludzkie istnienie ocalone dzięki wysiłkom lekarzy,każdego dnia mają miejsce takie cuda, bo są to przecież cuda..
Skup się na tym aspekcie, inaczej zadręczysz się po prostu..Trzymaj sie cieplutko:****