sobota, grudnia 10, 2005

Kucharką, ach kucharką być!

Początkiem tygodnia miałam wizję. Upiec ciasto. Dokładnie jedno wybrane ciasto o wdzięcznej nazwie "Tarta łasucha". Zakupiłam więc migdały, śliwki, morele suszone, rodzynki, cynamon i całą masę innych składników. Z pożądaniem wpatrywałam się w kartkę z przepisem każdego ranka wiedząc, że jedynym dniem kiedy będę miała czas na zabawę w mistrza kuchni jest piątek.
Nadszedł ów wyczekiwany przeze mnie piątek. Początkowo trudno go było zaliczyć do optymistycznych dni. Zajęcia na klinice neurologicznej wpłynęły na mnie dość dołująco - na tyle dołująco, że opiszę je w osobnym poście. Z nosem na kwintę, telepiąca się z zimna jak osika na wietrze, w towarzystwie jeszcze bardziej telepiącej się G. ("Kkkkasiaaaa, choooodźmyyyy juuuuż"), udałam się do domu.
Humory poprawiły się nieco po pierogach mojej mamy i muzyce z płyty "Listopad" autorstwa Tomka, znanej już chyba większości grupy 12 :)
Przystąpiłam więc do ataku na przepis mając za kibiców jedynie G. i Tadeusza (czy wszyscy Czytelnicy znają Tadeusza? Jak nie to zrobię posta zapoznawczego;) ). Z ciastem poszło całkiem zgrabnie. Kruche co prawda dziadostwo było, ale po jakichś 10 czy 15 minutach udało mi się je zagnieść. Nadzienie też nie stanowiło większego problemu. W końcu jednak należało zabrać się za polewę.
"100 ml śmietany" - chlust.
"2 jajka i jedno żółtko" - chlust.
"200 ml mleka" - chlust.
"50 g cukru, cynamon, wanilia" - sypnęłam szczodrze.
"Ubić mikserem na puszystą masę". Zaczęłam ubijać. Wkrótce parapet, okno oraz podłoga były w jasnokremowe ciapki. G. uparcie je zmywała, ale była to raczej Syzyfowa praca, bo z każdą minut ciapek robiło się coraz więcej. Wyłączyłam mikser. Płyn w misce wyglądał może nienajgorzej, ale zdecydownaie nie przypominał "puszystej masy".
"Ubijaj dalej" zarządziła G.. Ubijałam dalej. W ciapkach było już wszystko w promieniu jednego metra. Spieniony płyn w misce dalej pozostawał jednak tylko płynem.
G. podejrzliwie przyjrzała się śmietanie, którą dodałam. "Kasia, czy to na pewno 36 - procentowa śmietanka?"
Zacukałam się trochę. Zasugerowana mamą oraz namiętnie oglądanym Pascalem, który zawsze dodaje Rama Cremefine zaopatrzyłam się właśnie w tę śmietankę. Niestety na opakowaniu nie było słowa o procentach tłuszczu. Zdesperowane, wylałyśmy kremową ciecz do ubikacji a G. poleciała po śmietankę i nowe jajka.
Zabawa zaczęła się od nowa. Co najlepsze, z identycznym skutkiem jak poprzednio. Stanęłyśmy skwaszone nad nieszczęsną miską zastanawiając się co zrobiłyśmy źle. G. wzruszyła ramionami, klepnęła mnie pocieszająco w ramię i zasiadła przed komputerem, mówiąc mi na odchodnym "Co się martwisz? Pizza z Etny zawsze jest smaczna"
Zostałam sama na placu boju. Ciasto było już podpieczone, wystarczyło rozłożyć nadzienie i zalać całość tą cholerną polewą. "Raz się żyje" pomyślałam i wylałam tę mleczno-jajeczną zupę do formy.
Zajrzałam do kuchni po jakichś 15 minutach. Przetarłam oczy. Cholerna polewa zaczynała tężeć.
"G.!" - wrzasnęłam. "G., ta polewa się zastyga!"
G. wpadła do kuchni. Zerknęła do piekarnika i z obłędem w oku wykrzyknęła pamiętne słowa:
"Nie ma cudów! Nie ma drugiej strony! Sąsiad ma bardziej zieloną trawę!* TO się nie mogło udać!"
Udało się jednak. Gdy później zjawili się T. i S., my pełne dumy zaprezentowałyśmy nasz wypiek. Chłopcy okazali się nieocenieni - T.: "Ooo, zrobiłaś pizzę!", S. (po pierwszym kawałku i propozycji dokładki): "Nie, dziękuję. Za chwilę. Jak mnie zęby przestaną boleć."
Pocieszyła mnie tylko A., która dotarła nieco później: "Dziwne. Nie cierpię rodzynek, ale w tym cieście mi smakują" oraz G., która zażądała przepisu.
Ustaliliśmy przy okazji, że ciacho najlepiej smakuje z czerwonym winem i Bregovicem w tle, a także zaprojektowaliśmy (a właściwie G. i T. zaprojektowali) wystrój ścian w moim pokoju - w najbliższym czasie zamierzam zaopatrzyć się w plakat "Kabaretu":)

Kilku osobom z eks grupy 12 nie udało się niestety zakosztować moich wypieków, ale wiedzcie, że nie odpuszczę Wam następnym razem :P

Znad neurofizjologii: Pchła kucharka :-)

*Cytat z piosenki Travisa "Side":

:
You'll realise one day
That the grass is always greener on the other side
The neighbour's got a new car that you wanna drive
And when time is running out you wanna stay alive
We all live under the same sky
We all will live, we all will die
There is no wrong, there is no right
The circle only has one side



8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

godne ubolawania stało się moje wyczekiwanie na busa po wspomnianym wiecu towarzyskim.. zmarznięty Tomek widząc kolejny nadjeżdzający bus, będąc przekonany że podobnie jak 20 poprzednich nie będzie mi on pasował, stwierzdił: " Margaret jeśli on jedzie do Gdańska to obiecaj mi że wsiadamy, rano będziemy nad morzem..."

Anonimowy pisze...

Kasiu, po raz kolejny rzuciłas mnie na kolana! Po prostu me serce rozpiera duma i jednocześnie odczuwam bezinteresowną zawiść, ponieważ ja również chiałabym umieć wygenerować takie kulinarne cudeńko :) Nie przejmuj się jego strukturą ani smakiem- przypomnij sobie cel poetów barokowych-chodzi wszak głównie o zaskoczenie odbiorcy;) a to chyba Ci się znakomicie udało,prawda?:) Zresztą, sama bardzo chciałabym mieć okazję skosztować Twego wiekopomnego dzieła,żywię szczerą nadzieję,iż za czas jakiś spotka mnie ten zaszczyt :)
Tadeusza miałam chyba nawet okazję poznać osobiście, o ile mnie pamięć nie myli..
Z dumą i radością chciałabym jeszcze obwiescić,że jest mi już duzo lepiej- depresja poszła dreczyć chyba kogoś innego :P Polecam piosenkę "Dancing in the moonlight" Toploader- bardzo przyjemne i optymistyczne dzwięki:) zarzućcie smutne kawałki, radujcie się bracia i siostry :D
Grrr, i co było dalej, do jakiego busa w końcu wsiedliście? :)
Pchełko, many,many kisses :****

Anonimowy pisze...

Dziękuje za zaproszenie. Pyszne było.
A za Burton'a i Morton'a nikt nie podziękował. Biednemu zawsze mikser w oczy...

Kate pisze...

Możesz chcieć:)Nawet powinnaś :D Następnym razem planuję placek warszawski... Co Ty na to?;)

Kate pisze...

Warszawski trochę z przekory ;) Z masą cytrynową i powidłem śliwkowym. Na kruchym cieście. Słodki. Dobry. Jak zostanie uznany za smaczny to można go przemianowć na krakowski - nie mam nic przeciwko:)

Anonimowy pisze...

Primo ja też chce przepis na ciacho...bo zapewne na spróbowanie ciacha nie mam szans -nie należe do '12'-o jak że mi przykro ,zwłaszcze gdy przeczytałam ten zachecający opis ciacha :>
secondo chce piosenke której refren przeczytałam
terco podoba MNIE SIE stwierdzenie Grr tzn cytat jest taki ... prawdziwy...no może po mijając trawe u Państaw SZ. jest brzydsza:P ha!

Anonimowy pisze...

Wiesz co Kasiu wiem że Ci przeszkadzam bo ciagle syszysz ten dzwiek i dostrzegasz ikonke która wyświetla sie w prawym rogu na ekranie twego kompa, i wiem że to zaraz przeczytasz -ach ta ciekawość:D!-a wiec chce powiedzieć że ja tu jeszcze wróce tyle że tera musze mykać bom sie zmeczyła ten ekran dziwnie zaczoł skakac i me oczeta błękitne sie zmeczyly ...kiss u bye bye see u później :D! Miłej nauki i co bysmy sie nie widziały przed piatkiem ...powodzenia na kolosie :D!

Kate pisze...

Do piosenki link jest! Kliknij tylko w Travis "Side" :) A na ciacho się załapiesz następnym razem. Może przy tej całej lukullusowej uczcie, która planujesz?