wtorek, grudnia 20, 2005

In the middle of a hurricane

Po kolosie z neurofizjo - znów pewnie oblany. Po zaliczeniu z historii medycyny - istnieje duże prawodopodobieństwo, że zdałam i nawet zerówkę będę mieć :D - wstyd się przyznać, ale ściągałam. Po raz drugi w życiu*. Na dodatek, co jest już wysoce nieetyczne, zrobiłam to efektywnie ;)

* pierwszy raz miał miejsce w pierwszej klasie liceum podczas sprawdzianu teoretycznego z muzyki.

Przed kolosem z biochemii. Zerówką z historii medycyny. Poprawką kolosa z neurofizjo. Seminarium z fizjologii układu krążenia. Egzaminem z biofizyki. Zaliczeniami z Bardzo Ważnych Przedmiotów (jak np. filozofia lub j. francuski).

Za to w domu po dwóch miesiącach nieobecności. Domu, który w chwili obecnej jawi mi się jako oaza spokoju. Jako oko huraganu, w którym podobno panuje całkowity spokój i cisza (no to akurat pod mój dom nie podchodzi...). Domu, w którym od progu przywita mnie zapach gotującego się barszczu, farszu do uszek, pieczonego sernika i tortu z lukrem. Zapach drzewa palonego w kominku. Zapach choinki. Hałas talerzy, miauczenie kota, gdzieś w tle sączący się jazz na zmianę z kolędami. Zaś na pierwszym planie , utyskiwania mamy, że "znów nie zdąży" (zawsze zdąża) i "znów sernik opadł"(jeszcze nigdy nie był niesmaczny), gromki głos taty doprowadzający do porządku tałatajstwo w postaci swych nadreaktywnych córek i śmiech Olci skaczącej:

  1. po Pchle
  2. z braku 1. po Kocie
  3. z braku 1. i 2. po kanapie
Tak więc znikam moi Drodzy, by powdychać rodzinnej atmosfery i naładować baterie na nadchodzące wydarzenia styczniowe. Istnieje jakaś szansa, że posty będą się jednak pojawiać:) Jak mi się będzie chciało:P

Jako że ja życzeń składać nie umiem, a przez to nie lubię - a może nie umiem, bo nie lubię? - więc, na zakończenie, będę Wam bardzo po prostu i zwyczajnie życzyć spokojnych i radosnych świąt Bożego Narodzenia w gronie tych najbliższych i najukochańszych (a więc niekoniecznie w towarzystwie cioć Stefanii i wujów Kaziów), w atmosferze ciepłej i serdecznej (a więc niekoniecznie z dysputami politycznymi lub z włączonym TV w tle), z pysznym jadłem na stole (ale niekoniecznie z karpiem/gołąbkami z ziemniaków/grochem z kapustą/etc - wybrać potrawę nielubianą), ze śpiewaniem kolęd (i z tolerancją dla nieumiejących wydać z siebie jednej czystej nuty - także dla samego siebie) i z białym puchem za oknem (nawet jeśli wiąże się to z pół godzinnym odśnieżaniem obejścia...)

Have yourself a Merry Little Christmas!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Kasiu, bardzo dziękuję Ci za tego posta, przez chwilę zrobiło mi się tak ciepło na duszy, naprawdę poczułam atmosferę prawdziwych świąt w prawdziwym domu.. Dzięki za tą odrobinę tego,czego mi tak bardzo brakuje :*
Matko jedyna ! Mój światopogląd zawalił się,nie wierzę już w nic,skoro TY ściągałaś..W dodatku drugi raz..( ściągać z MUZYKI???? :)) jak możesz patrzeć sobie i innym w oczy bez wyrzutów sumienia ?:>
ale dobrze,że chociaż Ci sie udało, bo ściąganie nieefektywne jest już grzechem kalibru super cięzkiego :P ponieważ Tobie powiodło się,jestem skłonna puścić ten incydent w niepamięć :)
bardzo ładne nam złożyłaś życzenia, nie musisz być aż tak skromna :)
Ja również życzę Tobie oraz gościom tego zanego bloga, wszystkiego najlepszego w te święta..Oby był to piękny,radosny czas,podczas którego wypoczniecie i będzie wam po prostu dobrze,tak zwyczajnie i niezwyczajnie zarazem..
życzę wam dużo, dużo szczęścia i miłości, wielu prezentów i rózgi :P
Wesolych swiąt wszystkim :***
Kasiu,mam nadzieję,że skoro zawitałas już do naszej kochanej metropolii, odezwiesz się i znajdziesz trochę czasu dla nieznośnego szatanka :)