środa, grudnia 28, 2005

Ble (post nasączony jadem)

Wszędzie o świętach. TV, radio, portale internetowe, blogi. Christmas is (was) all around.
Ble.
Zaraz na mnie spadną gromy, ale święta Bożego Narodzenia nie są dla mnie "najwspanialszymi świętami w roku". Cieszę się na nie, rzecz jasna, raz ze względów religijnych, dwa ze względów rodzinnych, ale niestety Boże Narodzenie to dla mnie typowy przykład przerostu formy nad treścią. I, spójrzmy prawdzie w oczy, kiczu w czystej postaci. Przyglądam się rok w rok całej szopce z prezentami i św. Mikołajem krzyczącym "ho!ho!ho!", wysłuchuję cierpliwie piosenek Wham! i Marysi Carey, zdarza mi się nawet pooglądać jakiś przesłodzony film o tematyce świątecznej. Znoszę jakoś peany na cześć rodzinnej idylli świątecznej i wspaniałej atmosfery świąt. Nagłe mówienie o dobroci, pojednaniu i przebaczeniu, jak gdyby tylko okres bożonarodzeniowy pozwalał na akty dobrej woli. Nie za bardzo tylko rozumiem... jak za dotknięciem różdżki członkowie rodziny mają zmienić się w uosobienia dobra i miłości? Rodzinna atmosfera panuje zawsze - u jednych gorsza, u innych lepsza. Święta to jedynie okres, kiedy ma się dla siebie trochę więcej czasu.
Moja cierpliwość kończy się, gdy czytam/słyszę jak ktoś niewierzący mówi, że dla niego/niej są to święta rodzinne. Ja przepraszam, czy mnie coś ominęło? Boże Narodzenie nie jest już Bożym Narodzeniem tylko Swiętem Wszystkich Rodzin Świata pod patronatem św. Mikolaja?
Mniejszości religijne oburzają się, że nazwa Boże Narodzenie jest politically incorrect. W takim razie ja żądam zrezygnowania z nazw ramadan i Chanukka.

Nic nie poradzę, że drażni mnie pozbawianie świąt Bożego Narodzenia ich prawdziwego wymiaru.
Nic nie poradzę, że irytuje mnie robienie ze św. Mikołaja bożyszcza ludu.
Nic nie poradzę, że bulwersuje mnie fakt, że większość Amerykanów nie wie skąd wzięła się nazwa Christmas i co tak naprawdę się świętują.
Nic nie poradzę, że mam alergię na wszelkie przejawy kiczu, którym epatują gazety, radio, telewizja i większość ludzi, którzy jakby w jakimś amoku kupują prezenty i obłudnie mówią o dobroci i pojednaniu.

Więc nareszcie jest po świętach. Koniec św. Mikołajów, świątecznych promocji i lukrowanych filmów. Co do rodzinnej atmosfery, nie zauważam zmiany na gorsze, a raczej na lepsze - przygotowania do świąt bywają burzliwe, szczególnie jeśli jeden z członków rodziny cierpi na zapalenie okostnej zęba (i ze wspomnianym zapaleniem piecze sernik, robi pierogi i oprawia rybę) a inny nie przyjmuje słów krytyki (tak, o mnie niestety mowa).
Święta, święta i po świętach. Uff...

Brak komentarzy: