środa, listopada 09, 2005

Jesienne marudzenie

Wrr...
Dlaczego ja zawsze muszę robić wszystko na ostatnią chwilę? Dlaczego nie potrafię rozplanować sobie nauki na kilka dni, tylko siedzę do nieludzkiej godziny 0.40 i na grandę uczę się wszystkiego. Ja wiem, że "moźna tak i tak", jak w tym kawale o maści na szczury, ale przecież zdrowiej i mniej stresogennie byłoby gdybym się nauczyła wcześniej. Argh.

Dlaczego nie potrafię pojąć fenomenu obrazowania MRI? Dlaczego pan X napisał ten rozdział tak dupnie, że zrozumieć go chyba może tylko sam autor? Dlaczego musiał wytłumaczyć to tak mętnie, że mimo najszczerszych chęci (ostatecznie MRI z neurologią się wiąże dość mocno) nie jestem w stanie zgłębić tajników rezonansu jądrowego? Argh.

Dlaczego też nie potrafię uczyć się w domu? Dlaczego zawsze, gdy jadę do Jarosławia zajmuję się wszystkim tylko nie nauką? No dlaczego? Przez to moje ciągłe gadanie z rodzinką, oglądanie TV i podjadanie co pięć minut nie jadę do Familii na długi weekend, bo oczywiście znów się nie pouczę a koło z fizjo niestety nie poczeka, aż łaskawie siądę na tyłku i wkuję te cholerne mechanizmy skurczu mięśni. Więc nie pojadę do domu, nie dostanę kolejnej laurki od siostry, nie poplotkuję z mamą, nie pooglądam Top Gear z tatą, nie zjem pysznego, domowego obiadku ani jeszcze pyszniejszego ciacha, bo zostanę sam na sam z imć Konturkiem, a raczej jego pożal się Boże dziełem pt "Fizjologia ogólna, krew i mięśnie". Argh

I dlaczego te studia są tak porąbane, że człowiek żyje w cyklu dwutygodniowym*? Inni balują co kilka dni, chodzą wszędzie i nigdzie, robią co chcą bez wyrzutów sumienia, że czeka na nich jeszcze stos nauki w domu i jak się nie nauczą to stracą punkty lub dostaną banię. Argh.


* dwa tygodnie nauki - impreza - dwa tygodnie nauki - impreza... A właśnie, impreza! Sobotnia. W "Gorączce". Było gorrrąco ;->
Dowiedziałam od G., że jestem "niezdrożna". Jako, że obie byłyśmy wówczas już mocno wstawione, podejrzewamy, że chodziło o to, że powiedziałam coś zdrożnego właśnie i jej taki twór wyszedł. Oprócz tego szłam do cheeseburgera na McDonalda, tańczyłam na 30 cm kwadratowych, wyzbierałam informacje co się dzieje u dawnych członków grupy 12 i słuchałam jak to A.S. nie zatwierdzała odpowiedzi na teście (przy komputerze się odbywał) i mimo, że zaznaczała dobrze wyszło jej zero punktów i jak to pytanie asystenta czemu tego wyniku z nim nie skonsultowała odpowiedziała "Zobaczyłam, że mam zero punktów, zdenerwowałam się i poszłam".
I tym miłym akcentem, jako że minęła godzina 1, a rano trzeba wstać, kończę. Dobranoc!

PS Post jest niespójny, niestylistyczny i w ogóle (z naciskiem na w ogóle), ale jak się człowiek żali o 1 w nocy to proszę się nie dziwić:P

2 komentarze:

Wujek Zdzisek z Ameryki pisze...

Niektórzy by chcieli siąść nad książkami. Nie mówiąc o imprezowaniu co dwa tygodnie. Albo o nawet krótkim weekendzie w domu z rodzinką.

Wszystko zależy od punktu widzenia :-), więc dość tego marudzenia :-).

Anonimowy pisze...

Właśnie. Ja też czasami chciałbym się pouczyć, a nie same imprezy, gitara, muzyka, książki, Quake i typ podobne. Na szczescie przez ostatnie 3 dni mogłem się pouczyć. Pewnie mi zazdrościcie co? :P