niedziela, października 23, 2005

Post zdecydowanie apolityczny ;)

"What a silly thing Love is. It is not half a useful as Logic, for it does not prove anything, and it is always telling one of things that are not going to happen, and making one believe things that are not true."

Są to ostatnie zdania opowiadania Oscara Wilde'a pt. "Słowik i czerwona róża". Wilde nie wierzył w miłość. A raczej wierzył, lecz uważał, że trzeba się jej wystrzegać, bo działa jak broń obusieczna.
Czasami wydawałoby się, że ten zgorzkniały, genialny degenerat miał rację. Szczególnie kiedy przeczyta się jego opowiadania, potem rozejrzy dookoła i zobaczy, ile związków rozpada się z najbłahszych przyczyn.
Ale czasem, choć niezbyt często, okazuje się, że Miłość istnieje. Ma się dobrze. I śmieje się w kułak z tych, którzy nie dają wiary jej istnieniu.

Usłyszałam wczoraj śliczną historię. Bardzo banalną, bynajmniej nie o Wielkiej Miłości, ale prawdziwą i, przynajmniej mnie, dającą do myślenia.

Pewnemu chłopakowi niezwykle podobała się pewna znana młoda aktorka. Rzecz jasna, zauroczenie nie było obsesją, ale na widok A. Iksowi miękły nogi. Zdarzyło się było, że A. przebywała czas jakiś w Krakowie. Zabawnym zbiegiem okoliczności w czasie, gdy A. przechadzała się z rodziną po Plantach, Iks siedział w pobliskiej knajpie. Zbiegi okoliczności mają to do siebie, że zwykle zdarzają się w dużej ilości. Równocześnie między stolikami w knajpie wędrowała dziewczynka sprzedająca kwiaty. Iksowi wpadło do głowy, by kupić róże i wręczyć go A.
O, ironio losu! Iks nie miał drobnych a dziewczynka nie miała reszty. Zrezygnowany Iks poobserwował jeszcze chwilę obiekt swych westchnień i poszedł.
Ale czy wspominałam, że zbiegi okoliczności zdarzają się hurtowo?
Następnego dnia Iks znów znalazł się ze znajomymi w owej knajpie. I kogo zobaczył?
A. z babcią i dzadkiem spacerujących Plantami. Znajomi, znając słabość Iksa, zaczęli go namawiać, by podszedł do A. i przynajmniej poprosił o autograf. Iks wzruszył ramionami i z ponurą miną patrzył na A. podpisującą się na karteczkach swoich fanów. Nagabywania znajomych trwały i trwały, a A. ciągle siedziała na ławeczce na Plantach.
W końcu jednak znajomi odpuścili a A. wstała.
I w tym momencie Iks podjął decyzję. Wstał, przeskoczył płotek (Iks siedział na zewnątrz), koleżanka zdążyła mu jeszcze wcisnąć do ręki jakieś żółte kwiatki z wazonu i ruszył w kierunku A. Zaczepił ją grzecznie. A. popatrzyła z niechęcią na kolejnego natręta. I zobaczyła kwiatki. Zawstydzona, przełożyła torebkę z ręki do ręki, nie wiedząc za bardzo co zrobić z butelką wody, którą w końcu włożyła pod brodę i, zakłopotana, wzięła bukiecik. Iks, jak przystało na dżentelmena pocałował ją w rękę i... odwrócił się na pięcie.
A. została, z kwiatkami w dłoni i zaskoczeniem wymalowanym na ślicznej buźce.
Iks do tej pory, z rozmarzeniem dla niego niespotykanym, wspomina całe zdarzenie jako jedne z najmilszych w jego życiu.
Zapytałam Iksa daczego nie zagaił rozmowy. A. była tak skonfundowana, że na pewno nawiązaliby jakąś konwersację. Iks odpowiedział mi na to: Cały urok polegał na tym, że dałem jej kwiaty i poszedłem. Gdybym zaczął z nią rozmawiać, czar by prysł...

Może to właśnie o to chodzi w miłości? O ten urok niedopowiedzenia. O moment wahania. O chwilę niepewności.
O skrawek wyobraźni.
Może Wilde ma rację pisząc, że miłość "ciągle mówi o rzeczach, które nigdy się nie wydarzą i każe wierzyć w to, co nieprawdziwe" . Może...
Ale jakże nieprzyjazny i straszny byłby świat bez odrobiny takiego fałszu...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

piekny cytat! tak udany ze zmusil mnie do chwili refleksji a wlasnie o to chodzi!