czwartek, października 27, 2005

O stałej Michaelisa i transketolazie słów kilka...

Drugi rok studiów na Wydziale Lekarskim charakteryzuje się niespotykaną różnorodnością obowiązujących przedmiotów. Pisał już o tym Kqba, ja tylko pozwolę sobie wymienić je wszystkie: filozofia, historia medycyny, fakultety (neurobiologia, antropologia, cytobiologia etc etc), języki, biofizyka i... dwa najważniejsze przedmioty - biochemia i fizjologia.
O wykładach z fizjologii juz wspominałam. O nauce 200 stron na tydzień również. O czym nie pisałam to o biochemii.
Biochemia to przedmiot niezwykle wdzięczny, przynajmniej wg mnie. Po pierwsze można szpanować. Na przykład podczas wczorajszych seminariów dowiedziałam się, że "transketolaza katalizuje reakcję powstawania sedoheptulozo-7-fosforanu przy udziale FAD" oraz że"w miejscu aktywnym chymotrypsyny znajduje się pierścień imidazolowy histydyny 57, seryna 195 oraz asparaginian 102 zapewniając reakcji środowisko hydrofobowe". Fajnie brzmi, no nie?:>
A tak poważnie to poznawanie białek, enzymów, ich reakcji i zależności, które przekładają się na nasze "być albo nie być" jest dość zajawiające. Nie wiem czy ten pogląd podzielają moi współbratymcy (G., gdy to mówię, patrzy na mnie podejrzliwie i kręci głową mówiąc, że "są różne zboczenia"), ale jestem pewna że prof. L. i owszem. W jego przypadku staje się to jednak groźne...
Dziś mieliśmy pierwszą część enzymologii. Dokładniej, część dotyczącą kinetyki reakcji (szybkości tłumacząc z chemicznego na polski). W przypadku enzymów kluczową rolę odgrywa tzw. model Michaelisa Menten. Pięknie. Profesor krygując się i tłumacząc, jak uczniak złapany na paleniu papierosów, zaczął wyprowadzać nam wzór. "To naprawdę podstawy matematyki. Ja obiecuję, że to już ostatni raz będę się wspierał matematyką. Ale to naprawdę jest proste". Nie wiem, czy mamy aż tak debilne miny na wykładzie czy może a priori uznaje się, że medycy za grosz nie potrafią myśleć...
W końcu profesor zaczął wyprowadzać nieszczęsny wzór. Przez jakieś siedem slajdów robił wprowadzenie. Stała Michaelisa pojawiła się wtedy ze trzy razy. Potem przyszła kolej na wykresy. Kolejne pięć slajdów (oczywiście z boku model Michaelisa Menten pod którąś z kilku postaci). Zaczęliśmy ziewać. Ale to był dopiero początek. Wreszcie profsor przystąpił do ostatecznego natarcia - wprowadził Matematykę. Przez dziesięć slajdów, przeplatanych powtórkami poprzednich wykresów, wyliczał stałą Michaelisa. Pojawiała się wszędzie. Nieodmiennie z komentarzem profesora "Stała Km określa nam powinowactwo substratu do enzymu. Inaczej mówiąc mówi o sile kompleksu ES. Sile kompleksu ES"(ta siła kompleksu ES też już mi nie wyjdzie z głowy). Przy jednym z końcowych slajdów, gdy po raz kolejny zobaczyliśmy znajomy wzór, D. skomentowała "Ooo, jakies urozmaicenie! Tym razem jest czarnym drukiem..."
Jutro mamy kolejny wykład z silnie zajawionym profesorem. Jesteśmy w cięzkim stresie. Profesor powiedział, że "dokończymy temat jutro". Znaczy się: stała Km kryje przed nami więcje tajemnic niż myśleliśmy. Pewnie profesor wymyślił nowe kolory, w których można przedstawić wzór...

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

i właśnie dlatego już po przerwie zdezerterowałam razem z Tomkiem na kanapkę z tuńczykiem :P

ps. czt Ty też masz takie wrażenie że wykładowca widzi że masz zamkniete oczy.. chociaż siedzisz na tyle daleko że sama jego oczu nie widzisz???

Kate pisze...

Zdecydowanie tak, szczególnie, że zwykle siedzę dość blisko ;) W ogóle dziwię się wykładowcom, że widząc znudzone lub zaspane miny słuchaczy, kontynuują wykład. Ja bym sie chyba poddała na ich miejscu...