piątek, października 28, 2005

Nareszcie piątek?

Piątki w tym roku wywołują u mnie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony sa początkiem weekendu (czytaj:podwójnej ilości czasu na naukę) z drugiej... No właśnie. Piątki to dni, kiedy odbywają się ćwiczenia/seminaria z fizjologii. Fizjologia piękny przedmiot jest. Ciekawy nawet. Co prawda nie ma kiedy się nim głębiej zainteresować, bo człowiek myśli tylko o tym, żeby wyrobić z materiałem, ale zdecydowanie jest to mniej statyczna dziedzina medycyny niż anatomia.

Najgorsze jest to, że co piątek obiecuję sobie, że tym razem, już na pewno, rozplanuję sobie naukę na cały tydzień tak, by w czwartek spokojnie tylko powtórzyć całość. W tamten piątek tez sobie to obiecałam. I po raz kolejny obietnicy nie dotrzymałam... Efekt był taki, że ostatnie dwie noce spałam tylko po 4-5 godzin. Nauczyłam się. Nawet zdążylam opanować mechanizmy odpornościowe oraz omawiać typy leukocytów. Mówiono mi co prawda, że na ćwiczeniach mogą pytać z tematyki wykładow, ale doszłam do wniosku, że przecież nie będzie kiedy.. Zresztą i tak nie miałam już czasu.
Rześka i radosna wkroczyłam dziś rano na wykład z fizjologii. Profesor kontynuował zabójczo interesujący temat fizjologii skurczu mięśni. Po raz kolejny w tym tygodniu poczułam się jak Alicja w Krainie Czarów i po raz kolejny myślałam bardzo niecenzuralnie "WTF is going on?" Opuściłam byłam dwa wykłady pod rząd i zaowocowało to moją totalną ignorancją w zakresie tropomiozyn, filamentów aktynowych i płytek nerwowo-mięśniowych. Pocieszający był tylko widok siedzącego obok K., który tak, jak ja prezentował sobą totalny stan niewiedzy. Beznamiętnie wpatrywaliśmy się więc w przewijające się slajdy, skrzętnie notując informacje na temat włókien białych i czerwonych oraz o ich zapotrzebowaniach energetycznych. Slajdy początkowo były znacznie powiększone - niestety nie było sposobu zwrócenia uwagi profesorowi - nie robi on przerw w mówieniu (nawet, gdy kończy wykład lub zwraca się do asystentki robi to bez pauzy - po prostu płynnie przechodzi z jednego tematu w drugi). Trudno było przerwać mu w połowie zdania, zresztą i tak nie słyszał cichych utyskiwań pchły. Po jakiejś pół godzinie zorientował się wreszcie, że widać tylko połowę rysunków i tekstu. Zdziwiony zapytał czemu nikt mu nie zwrócił uwagi i zawezwał niejakiego pana Roberta, który naprawił problem. W międzyczasie jednak, profesor wyłączył mikrofon. O tym fakcie zorientował się po kolejnych 15 minutach wykładu...
Po zagadnieniach mięśniowych mieliśmy kolejny wykład z biochemii, który delikatnie mówiąc zlekceważyliśmy. Wizja prof. L. znów tłumaczącego stałą Km wydała się nam zbyt przerażająca i oddaliśmy się przyjemności czytania skryptu prof. Konturka.
Wybiła wreszcie godzina 11 i udaliśmy się na ćwiczenia...
Dzisiejsze ćwiczenia obejmowały m.in. wykonanie rozmazu krwi barwionego metodą Pappenheima oraz liczenie ilości leukocytów. Metoda Pappenheima jak się szybko okazało była metodą skomplikowaną. Wymagała polewania rozmazu krwi najpierw jednym barwnikiem, odczekaniu 3 min, zalaniu mieszaniny wodą, odczekaniu, i znów zalaniu całości innym barwnikiem. Niestety, G. pomyliły się owe barwniki, w związku z czym musieliśmy zacząć od nowa. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie S., który zakaził jakieś mieszadełko i koniecznie chciał się dowiedzieć czy mimo wszystko nie może kontynuować doświadczenia. Zawołał więc asystenta. Doktor rozpoczął pogadankę na temat możliwości zarażenia się HIV lub HBV. Umilkł nagle w pół słowa, gdy jego wzrok padł na zużyte i nieprawidłowo wykonane rozmazy.
"Ooo, to państwo drugie ćwiczenie też źle zrobili?" Zapadła pełna konsternacji cisza....
Doktor dobrotliwie pytał dalej "A co to się stało? Czemu państwo dziś nie uważają? Zmęczeni jacyś czy co?"
I tu, Pchła we własnej osobie popisała się swoim idiotyzmem, w czym dobitnie pomogła jej naturalna tendencja do mówienia prawdy... Otóż Pchła odparła bezmyślnie: "bośmy się do późna uczyli"....
Epilogu nie będzie - każdy jest w stanie go sobie dopowiedzieć (dodam tylko, że od dziś uczę się także z wykładów)

Uwagi końcowe: nadszczerość i idiotyzm to wady wrodzone, wyśmiewanie i piętnowanie ich jest politically incorrect i może być sądzone prawnie.

6 komentarzy:

Kate pisze...

Hihihi... przecież wiesz, Vee, że Ty i większość medyków in spe, jesteście poza prawem :P

Anonimowy pisze...

eee tam:D
dobrze jest zaliczyliśmy.. cała trójka!! :D wybrańcy z grupy dwunastej...

Anonimowy pisze...

Cóż,Kasiu,nie chcę być złośliwa,albowiem gdyż kłóci się to z moją szczerą i życzliwą naturą,ale chyba nie mogę się oprzeć stwierdzeniu prostego faktu-jesteś całkowicie i nieodwracalnie stuknięta. Jak już kiedyś miałam okazję na tym blogu zauważyć,cierpisz na wyjątkowy ostry przypadek Świra Naukowego,który obawiam się,jest już u Ciebie nieuleczalny,co napawa mnie bezbrzeżnym smutkiem..Ośmielę się jednak rzec,iż w nocy się śpi,a nie uczy ;)-to raz
Na wykłady należy regularnie uczęszczać-to dwa :>
Czy naprawdę musisz sypać tu przeróżnymi naukowymi terminami,co sprawia,że nie zrozumiawszy ich,czuję się jakbym była upośledzona umysłowo?- to trzy :P
Pragnę się również przy okazji wytłumaczyć z tak długiego okresu nieudzielania się na blogu..Otóz "mam znowu doła,znów pragnę śmierci",cytując fragment piosenki zespołu Kury..Dól jednak nie przechodzi,obawiam się,że przejdzie nieprędko,być może dopiero na wiosnę..Nie mogę przecież zwlekać tak długo,Kasi mogłoby być przykro,a tak przynajmniej lubię to sobie tłumaczyć :)
P.S. Kasiu,nie ucz się tyle,zdolna wszak jesteś :)

Anonimowy pisze...

No coz, zgodze sie z przedmowca. W dzien sie uczy, a w nocy... pije :>

Kate pisze...

Szatanku jak miło znów zobaczyć Twój komentarz:) Dół minie - banany trzeba jeść pogryzając dużą ilością czekolady. Deperesja jest bardzo energochłonna i bardzo nieekonomiczna. Ja właśnie wprowadzam w życie jesienny optymizm - od razu lżej się żyje :)
Melon, co do nocnego picia to w najbliższą sobotę wszyscy, zarówno medycy jak i nie-medycy, udają się do "Gorączki", by odtruć organizm zainfekowany nadmiarem wiedzy :>>>>

Anonimowy pisze...

Wystarczy mi ze wracajac o 4:30 nad ranem z imprezy spotkalem kobiete po medycynie, lat 40. Pomijam fakt ze byla wrozka-medium...