niedziela, października 09, 2005

Momenty przełomowe...

Są takie daty w moim życiu, które pamiętać będę zawsze. Daty,z którymi wiążę niezwykle silne emocje, let alone pozytywne czy negatywne. Daty, które w ten czy inny sposób zmieniły mój mały pchli świat, moje życie lub moje podejście do pewnych spraw. Daty, które kojarzą mi się z końcem rzeczy starych lub z początkiem rzeczy nowych.
Nic nie trwa wiecznie, a te daty - moje własne, prywatne landmarks - wyznaczają mi jakieś etapy mojego życia. Z tych świeższych:
był 15. lipca 2004 (wtedy to zaćmiło mnie i ostatecznie wybrałam medycynę), był 4. października 2004 (wkroczyłam tego dnia na pierwsze zajęcia z histologii i poznałam najgenialniejszą z grup CMUJu). Potem był 12. maja 2005 (O czym pisałam tutaj), 27. czerwca (słynna impreza poanatomiczna, o której wspominał Złosliwiec tutaj), 16. lipca (Tu o niektórych wydarzeniach z tego dnia - a raczej nocy...), 16. sierpnia(wyjazd w Bieszczady, który pamiętny był zresztą dla wszystkich uczestników wyprawy ;-))...

A teraz jest 8. października.

Dzień, w którym pojęłam słuszne rady ludzi bardziej doświadczonych ode mnie. Nie rozumiałam ich, nie wyobrażałam sobie, jak można popełnić taką głupotę, być tak bezmyślnym. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że i mnie mogłoby się to przytrafić. W końcu uważałam, byłam ostrożna i przewidująca...

Nie posłuchałam ich rad.

Nie zobiłam kopii zapasowych danych.

Straciłam wszystko.
25 GB muzyki, zbieranej pieczołowicie od pięciu lat, 10 GB filmów, 1 GB zdjęć, 100 MB programów i dokumenty... Bezcenne artykuły neurologiczne, eseje o Francji znalezione niewiadomo gdzie, skompilowane lub wręcz stworzone przeze mnie, moje prywatne notatki, etc. etc.

Od dziś nie wierzę już słowu pisanemu. A już nigdy nie uwierzę komunikatowi Windowsa, że chce usunąć tylko tę jedną jedyną partycję systemową i nie, na pewno nie chce usunąć pozostałych. I już nigdy nie skorzystam z funkcji Przywracania systemu. I już zawsze, zawsze będę robiła kopie zapasowe (choć pewnie zanim będzie z czego robić te kopie to trochę bitów upłynie)

Mój komputer jest czysty. Jak łza. Świeżo zainstalowany Windows radośnie ukazuje 114 GB wolnej przestrzeni dyskowej. Nic go nie muli, nic mu nie przeszkadza, nic mu nie zakłóca spokoju (no może z wyjątkiem Bluetootha, który zachowuje się dość intrygująco - widzi go Windows a jego własne oprogramowanie go nie widzi... Jest mi to ktoś w stanie wytłumaczyć?)
Tylko, że... Ja już nie mam po co włączać komputera. Nie posłucham The Cranberries, Morcheeby, Raya Charlesa ani Louisa Armstronga (liczę tylko na Złośliwca, który mi może chociaż SDM przyniesie...). Nie ustawię sobie zajawiającej tapety z kotem syjamskim albo z mknącym Porsche 911. Nie pooglądam zdjęć ani nie poprzypominam sobie starych odcinków Grey's anatomy, Alias albo Lost.
Mój komputer przestał być moim przyjacielem. Od 8. października mój komputer nie ma już Duszy. Bo do tej pory Dusza przechodziła wraz z dokumentami i muzyką. Zmieniały się procesory, karty grafiki, pojemności dysków, ale dusza pozostawała ta sama. W wieku lat ośmiu Dusza mojego komputera umarła śmiercią tragiczną, zamordowana przez programistów Microsoftu rękami jej właścicielki Pchły, która zbrodni tej nigdy sobie nie wybaczy...
Proszę o uczczenie jej (Duszy, nie Pchły) minutą ciszy.

P.S. Nie wpadłam w depresję. Żyję. Odkryłam, że mam więcej czasu na naukę. Odnalazłam stare zakurzone płyty, przypomniałam sobie o RFM Classic, znajdę nowe zdjęcia jak już będę miała Internet. Da się funkcjonować bez najcenniejszych danych. Tylko, kurwa mać, co to za życie??!!

3 komentarze:

Wujek Zdzisek z Ameryki pisze...

o mamo, czyżbyśmy doczekali nowych czasów? jedni zbierają rzeczy materialne, inni wirtualne dane? muzyka i filmy są do odzyskania, gorzej ze zdjęciami i dokumentami...

są firmy które się zajmują odzyskiwaniem danych, tylko ile to kosztuje...

Kate pisze...

Ja wiem, że są firmy, które się tym zajmują i ludzie, którzy mogą to zrobić i google, które pokazują jak to zrobić, ale ja nie mam dostępu do neta a za dwa tygodnie kiedy wreszcie będę miała to większa część danych będzie już nadpisana...
Więc niestety krzyżyk na dokumentach... heh

Anonimowy pisze...

jednoczę się w bólu