piątek, sierpnia 26, 2005

Wrócilam...

Autobusem PKS z Sanoka do Jarosławia, w przemokniętych adidasach i brudnej kurtce, z plecakiem podejrzanie lżejszym o kilka dobrych kilogramów i z mocnym postanowieniem, że to był mój ostatni raz w górach (tzn. do następnego razu)

Przyznaję, że moja opowieść o dziczy, w której przyszło mi było mieszkać przez niecałe 10 dni będzie mocno skrócona. Nie mam takich zapędów kronikarskich jak Kqba, który z uporem maniaka skrobał w kajecie przez ostatnie parę dni pobytu na Końcu Świata, totalnie ignorując współtowarzyszy wyprawy i niszcząc wzrok do słabnącej żarówki latarki.Tak więc, pojawić się mogą w mojej wersji nieścisłości, przekłamania, subiektywne opinie i jadowite komentarze pod adresem pogody i gór samych w sobie. Howgh.
I żeby nie było, że nie ostrzegałam!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

A ja zawsze twierdzilam, ze gory sa do dupy! Dlatego zawsze jezdze nad morze. No!

Anonimowy pisze...

Dorotko..nie poznaję koleżanki!
Co wy jej zrobiliście??????????

Poltergeist pisze...

Absolutnie nic! Pytanie powinno brzmieć : "Co ona nam zrobiła?!" ;)
PS. A nogi do d*** wchodziły nie podczas stromych podejść, lecz zejść! :)

Kate pisze...

Grr, Ty z niej nie rób takiego niewiniątka. To się zrobiło tkaie złośliwe stworzonko, że strach się bać...