wtorek, sierpnia 09, 2005

"Going back to... Jaroslaw"

Eh... Za poltorej godziny zjezdzam z Bagneux i wyruszam na Place de la Concorde, zas stamtad, coz... do mojej miesciny. Nawet nie przypuszczalam, ze az z tak ciezkim sercem bede opuszczala to miasto. Za krotko, zdecydowanie za krotko. I co z tego, ze niektore miejsca widzialam juz trzeci raz. Wiekszosc widzialam tylko dwa razy. A ile miejsc jeszcze nie widzialam.
Jeszcze stad nie wyjechalam i juz tesknie. I nazywajcie mnie glupia romantyczka, ale Paryz to magiczne miejsce, wrecz uzalezniajace, rzeklabym. Pour moi, au moins.
Nie chce sie zegnac z zatloczonym metrem, z muzykami na stacji Chatelet, z filigranowo piekna wieza Eiffla, ze skomercjalizowanym Montmartrem i z nieokreslona atmosfera tego miasta, ktora sprawia, ze czlowiek nie czuje sie tu jak w wielkiej metropolii, tylko jakby znal to miejsce od dawna. Wiec nie bede sie zegnac. Bo tu wroce i to pewnie niejeden raz. A poki co:

Vive Paris!

1 komentarz:

Wujek Zdzisek z Ameryki pisze...

Należało by dodać: Vive la France, Vive la Revolucion (eee, tak to się piszę? bo ja nie ten teges z frąse :-)!

A wogóle to "Panie, co Pan?". Wchodzę na jaroslaw.pl i widzę qpę miejsc do odwiedzenia, więc bez żadnych mnie tu eurokompleksów proszę. a jak malo, to krakow.pl i też się trochę fajnych miejsc znajdzie. A na stolarska@krakow.pl to i frencz aksent można usłyszeć jak komu brakuje :-).

Cudze chwalicie!

No dobra, przyznaje, że duPa ryża :-) też bym się wybrał raz jeszcze.