piątek, lipca 15, 2005

"Strasznie stękają"

I oto minął kolejny dzień w szpitalu… To znaczy, komu minął temu minął. Dla K. i D. trwać będzie jeszcze jakieś 15 godzin (piszę ten tekst po 22). Szczerze mówiąc, boję się jutro iść do nich z wałówą, bo nie wiem w jakim stanie ich ujrzę. Mam nadzieję tylko, że zregenerują się do soboty, kiedy to oblewać będziemy pchle cztery kąty.

Pochwalić się muszę, że dziś nie tylko ja popełniałam głupoty. W sumie to żaden powód do dumy. Gdyby udał mi się dzień bez żadnego głupstwa… o! to by było coś! Eh… mrzonki… Wracając do bolesnej rzeczywistości:
złamałam igłę, wpuszczając do kroplówki lek. Nie do zapomnienia był zafascynowany wyraz twarzy G., gapiącej się w kroplówkę ze sterczącą złamaną igłą i zastanawiającej się na głos jak ja to zrobiłam, bo jej wyobraźni nie starcza.
po raz n-ty zakaziłam zestaw do kroplówki i musiałam przygotowywać nowy
zrobiłam kilkadziesiąt knebelków, zwanych przeze mnie knedelkami. Przepis jest niezwykle prosty: rozwinąć wilgotny bandaż na ok. 30-40 cm i ułożyć w 3 warstwy, odciąć, zawinąć oba dłuższe brzegi do końca, zawinąć oba krótsze końce do środka, zwinąć, zakleić plastrem, wszystkie ww. czynności powtarzać aż do skończenia się rolki bandaża. Kiedy rolka się skończy wziąć nową i rozpocząć wszystkie czynności od początku. Dodam, że bandaży było około trzydziestu. Informacja dla dociekliwych: knebelki służą do ustabilizowania rurki intubacyjnej w jamie ustnej pacjenta (ale profesjonalnie to napisałam…:P)
odkryłyśmy z G. odbicie ust na monitorze… Nie chcemy wiedzieć co się dzieje w dyżurce, kiedy nas nie ma. Wiemy tylko, że dwie pielęgniarki (tak, to są te dwie zołzy) uwielbiają czatować na interia.pl w pokoju…”Namiętny”.

A teraz wyjaśnię tytuł posta.
Sala wybudzeniowa była dziś pełna. W sensie, było 4 pacjentów. Dwóch na respiratorze, dwóch na masce tlenowej, po ekstubacji. Ekstubacja to zabieg nieprzyjemny, po którym zwykle ma się kilkudniową chrypkę i kaszel. Pacjenci balansowali między snem a pełną świadomością, ale chrypieli i pokasływali.
Weszłyśmy sobie z G. do sali i zaczęłyśmy przeglądać karty chorych wraz z historią choroby. Do jednej z kart doczepiony był woreczek z kamieniem żółciowym, wyciągniętym z usuniętego pęcherzyka żółciowego. Kamyk był DUŻY. Miał wielkość.. bo ja wiem… małego jajka kurzego. Zupełnie niechcący wyrwało mi się: „straszny kamyk”. G. popatrzyła na mnie z niedowierzaniem: „Co? Co powiedziałaś?”. Powtórzyłam. G. dostała konwulsji. Po jakichś pięciu minutach wydobyłam z niej o co chodziło. G. bynajmniej nie usłyszała „straszny ten kamyk”. Grr usłyszała „strasznie stękają”…
Jeśli dodam, że zamiast „spirytus do nacierania” przeczytała „kaktus do nacierania” to zrozumiecie, do jakiego stanu doprowadzają nas dwa 7-godzinne dyżury pod rząd.

P.S. Co do „Sin City”, to chociaż rzeczywiście jakieś 30% filmu miałam zamknięte oczy, to pozostałe 70 pooglądałam z prawdziwą przyjemnością. Pomijam grę wszystkich aktorów z Mickey Rourkiem i Clivem Owenem na czele, genialną muzykę i wspaniale kiczowatą fabułę. Nawet gdyby dźwięk wyłączyli oglądałabym z zainteresowaniem. Te widziane przeze mnie 70% było po prostu ucztą dla oczu. Mniammmm. Czarno-biała konwencja, czerwone usta, czerwone trampki, błękitne oczy i ohydna żółć tego paskudztwa wprasowanego w podłogę…niezapomniane widoki. Z chęcią poszłabym drugi raz :)

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

E, kate, kak to mozna tak zdzielac, zeby se zanieczyscic zestaw do kroplowki??? e, kak to mozliwie, zeby zdezna igielke polamac? ja to musze zobaczyc, to ciekawe mi sie wydaje...

Anonimowy pisze...

zawsze coś! tak przyznaję się.. tekst "strasznie stękają" jest mojego zacnego autorstwa... tak, tak, wstyd mi...
tymczasem dzisiaj odbyłam dyżur nocny z kolega z Sławkiem, który to był na oddziale pierwszy raz i ostatecznie rozwiał wszelkie wątpilowości co do estetyki mojego zielonego wdzianka...
Kasiu.. WYGLĄDAMY ŹLE, ktoś musiałam nas w końcu utwierdzić.

Anonimowy pisze...

Kasia,ja tak tylko na marginesie zauważę,iż wyszła już 6 część "Harry`ego" i że mam ją na dysku:)) życzysz sobie??

Kate pisze...

Maggie mój "Harry Potter" jest już w drodze do Krakowa:) Ja jednak preferuje tradycyjne książki i za niedługo pewnie zniknę dla świata przenosząc się do Hogwartu na jakiś dzień lub dwa. Zdam relację po podróży, bez spoilowania:)