środa, lipca 06, 2005

„Daleko od noszy” in real, part 1

Szpital to niezwykle ciekawe miejsce. Od strony personelu rzecz jasna. Obowiązują w nim niezrozumiałe zasady, ludzie wykazują znaczne psychiczne odchylenia od normy a życie towarzyskie kwitnie.

Jak już wspominałam, każą nam przebierać się w zielone sukienki (dostałam bawełnianą sukienkę!! I wcale nie jest dużo za duża :D) zakładać zielone czepki i bajeranckie maski, kiedy wchodzimy na salę operacyjną. Wszystko oczywiście po to, by zachować sterylność. Należy wiedzieć, że blok operacyjny na Kopernika 40 jest dwupoziomowy. Zdarza się czasem, że trzeba przejść z jednego piętra na drugi, to po pacjenta, po łóżko czy też po jakiś sprzęt. Dojście do obu pięter jest podwójne – tzn. można się dostać przez przejście wewnętrzne „sterylne” lub zewnętrzne. Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, że korytarz przejścia wewnętrznego od korytarza zewnętrznego oddzielony jest… niskim płotkiem. Zastanawiam się czy dokonano jakichś nowych odkryć i bakterie wiedzą, że poza płotek przechodzić im nie wolno…

Przyfarciło się wczoraj naszemu koledze T. Asystował przy operacji a jeden z chirurgów pozwolił mu nawet zszyć skórę:) Info dla medyków: zrobiono przetokę czczo-poprzeczniczą z powodu skrzepu w tętnicy krezkowej górnej. Z tego co się dowiedzieliśmy, umieralność w takich przypadkach wynosi ok. 90%, więc ten pacjent zbyt dużych szans na przeżycie nie miał :/. Przy stole operacyjnym jednak smutno bynajmniej nie było. Cytatem dnia były słowa jednego z operatorów do T.: „ Pan sobie stanie tu przy chuście i położy na niej obie ręce. Od razu się panu lepiej zrobi”.

Byłam też świadkiem ekspresowej laparoskopii i wycięcia pęcherzyka żółciowego. Trwała ona całe 20 minut od chwili uśpienia pacjenta do ściągnięcia maseczki przez chirurga. A wszystko dlatego, że cały zespół kończył już zmianę i wszyscy chcieli wyjść… Proszę oczywiście nie myśleć, że chcę kompromitować polską służbę zdrowia. Cały zabieg przebiegł bez żadnych problemów i nie było żadnych komplikacji. Chylę czoła przed taką zręcznością, doświadczeniem i szybkością:)

Dziś z kolei nie działo się nic. Środa jest u nas dniem bezzabiegowym i jedyni pacjenci to ci, którzy zostali z dnia poprzedniego lub z kolonoskopii. Wynudziłam się jak mops i przez 6,5 godzin łaziłam bez celu, z małą przerwą na przygotowanie dwóch kroplówek, przewiezienie łóżek lub zaprowadzenie pacjentów na oddziały. W końcu oddziałowa się nade mną zlitowała i puściła mnie do domu wcześniej.

Maggie, ja wcale nie narzekam!! Do zielonego koloru się przyzwyczaiłam, ciepełko na sali operacyjnej jest nawet do wytrzymania ciepełko te dyżury to na własną prośbę sobie załatwiłam. Pozdrów Pawła:)

Krzyś, oczywiście doceniam Twoją silną wolę:) A komentarze proszę nadal dostarczać mi na dyskietce – jeśli zajdzie potrzeba, będę na nie odpowiadała w postach :)

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ależ Kasiu,ja wcale nie odebrałam Twoich wypowiedzi jako skargi:) na pewno w zielonym Ci do twarzy,musisz ślicznie wyglądac w tej nieco przydużej sukieneczce:P chciałabym Cię w tym stroju ujrzeć i pstryknąć fotkę:) może i podoba Ci się to ciepełko,ale musisz się na pewno tam trochę namęczyć,a jak wiadomo,wszelakie formy wysiłku i aktywności są niebezpieczne,mogą nas zabić!! :) mam nadzieję,że nie trafiają się jacyś niemili pacjenci,którzy niechcący wylewają zawartosć basenu na podłogę :) przyznam się,że raz mi coś takiego zarzyło będąc w szpitalu w Przeworsku:) pani pielęgniarka byla na mnie zła,bo musiała to posprzątać,ale nie było mi jej żal,wredna z niej była osoba i antypatyczna:D ale dość już o moim pełnym przygód dzieciństwie:)
Wasielek dziś do Anglii pojechał do pracy,odczuwam bezinteresowną zawiść! ja też chcę..:(
ściskam Cię Kasiu mocno i pozdrawiam,życzę udanej praktyki,buziaczki:**