piątek, października 05, 2007

I wake to find no peace of mind, codziennie tak się budzę, otwieram oczy i patrzę w ścianę, czekam na dzwonek budzika i powtarzam jak mantrę nie myśl nie myśl nie myśl. To nawet pomaga, bo potem myślę już tylko o realności mocnej kawy i o półgodzinnej podróży na Prokocim. Tam już nie mam czasu na rozmyślania nad stanem mojego umysłu, pochłaniają mnie dzieciaki żyjące z kanałem przedsionkowo-komorowym i sercem po prawej stronie. Ten rok zaczął się intensywnie, choć materialnie - metafizyki już dawno zabrakło w moim życiu. Chciałabym bardzo podzielić się z Wami tym, co siedzi w mojej głowie, ale po raz pierwszy od dłuższego czasu nie potrafię zwerbalizować swoich myśli i lęków, być może dlatego, że staram się wkroczyć na ścieżkę Rzeczywistości, po długim błądzeniu po lesie Fikcji, który stworzyłam w swoim umyśle, wierząc naiwnie, że Rzeczywistość nie dopadnie mnie w dżungli fantazji, wyobrażeń i aluzji. Tymczasem Rzeczywistość przyczaiła się za Drzewem Złudzeń i dopadła mnie wtedy, gdy najmniej się jej spodziewałam. Zaatakowała z każdej strony i wygrała wojnę szybciej niż zdążyłam wyciągnąć tajną broń wybujałej wyobraźni. Życie chyba jest prostsze niż myślałam, na pewno prostsze od życia niemowlaka z jednokomorowym sercem, na pewno łatwiejsze od życia piętnastolatka z ciężką niewydolnością krążenia i rozrusznikiem w sercu.

Urządziłam się już naprawdę ładnie w moim mieszkaniu, mam komodę i zdjęcia, plakaty i kalendarz, mam porządek w szafkach i czyste podłogi. Łóżko stało się niesamowicie przestronne, odkąd wyrzuciłam z niego wspomnienia o Tobie, przestała mi przeszkadzać Twoja wyimaginowana ręka, nie muszę już obawiać się, że nadepnę na Twoją nieistniejącą nogę, nie słyszę już echa Twojego oddechu; mogę spać spokojnie, słysząc bicie własnego serca, martwiąc się tylko o przeżycie kolejnego dnia w stanie względnej równowagi. W najgorszych momentach negowania własnego istnienia pociesza mnie Marilyn wychylająca się z balkonu w Nowym Jorku w mojej kuchni oraz Chaplin z Brzdącem w przedpokoju. Przynajmniej nie mieszkam sama.

2 komentarze:

af. pisze...

prokocim pro cracovia

Teneryfa pisze...

aaaa Czy to ta sama Marilyn która wychyla sie w Salvatore?? aaaa jesli tak to zżera mnie bezinteresowna zazdrość!!!! Moja Marilyn stoi nad studzienką i podwiewa jej suknia ;)... w sumie, po chwili zastanowienia muszę przyznać ,że ta Marilyn do mnie pasuje ;) hehe!