niedziela, lipca 01, 2007

Never Ending Math Equation

Co tam chowasz za tymi dłońmi? Odsłoń, odsłoń wreszcie, przecież to tylko oczy, usta, nos, przecież tam nic nie ma.

Napisałam notkę, która bardzo mi się podoba, ale nie mogę jej opublikować, albowiem zbyt pięknie rozdzierająca jest, zbyt samobójcza również, i nikt nie zrozumie, że to z samobójstwem nie ma nic wspólnego, że to tylko pojękiwania jakichś resztek idealizmu we mnie samej, że to próby są, to, to są tylko próby odnalezienia samej siebie, tej z dzieciństwa, próby odnalezienia tej czystości i pełni jestestwa. Nigdy nie czułam się bardziej sobą niż gdy byłam dzieckiem, ja było dla mnie tak proste, tak łatwo definiowalne, tak niezachwiane w swej ocenie, że nic, nikt nie mógł mu zaszkodzić. Potem jednak weszłam między setki luster, setki oczu odbijających moją postać a w każdym odbiciu widziałam kogoś innego, zaczęłam panicznie szukać siebie, zaczęłam histerycznie rozgrzebywać swój mózg próbując odnaleźć czystość i pełnię jestestwa, ale znalazłam tylko wątpliwości i węża syczącego jadowicie, że mnie nie ma, nigdy nie było, że jestem tylko tym, za kogo mnie mają, bowiem nikt nie zapamięta mnie z tych samotnych wieczorów z winem, nikt nie zapamięta mnie z moich marzeń, oczekiwań i myśli, wszyscy zaś zapamiętają mnie z paru niedotrzymanych obietnic i ciętych uwag, kilku wyświadczonych usług i półuśmiechów rzuconych przypadkowo. Świadomość braku ja przytłacza mnie do utraty tchu w piersiach i wciąż nie mogę uwierzyć, że ten spacer pustą ulicą Krakowa w czarnym płaszczu i czarnych szpilkach, te tłumy mijanych ludzi, ten księżyc zza chmur i zapach nocy, że to przepadnie, że już nie będzie, że nikt się nie dowie i nikt nie zapamięta, ja tylko, ale ja zniknie a z ja zniknie ten wieczór. Może dlatego potrzebny jest Bóg, non omnis moriar, przynajmniej On zapamięta. Nieśmiertelność nie jest porywająca per se, pociąga w niej jedynie ten brak straty, ten brak zaprzepaszczenia zgromadzonych przez całe życie skarbów, to jest piękne, tak piękne, że nieosiągalne.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kiedy Ty szłaś z tym księżycem zza chmur w jedną stronę Rynku ja szlam w drugą i uwierz, że mysli miałam mocno podobne!

Kate pisze...

No, że tak się powtórzę - synchro, moja droga ;) Może to wino wywołało rezonans myślowy? :D

Anonimowy pisze...

zajebisty tekst pierwsza mysl ktora mi sie narzucila po przeczytaniu Gratuluje

Teneryfa pisze...

Nie mogę wyjść z podziwu jak bardzo Twoje spostrzeżenia powielają sie z moim własnymi. Nadrabianie lektury -w postaci Twoich notek- rozpoczęłam od ostatnio dodanej, następnie schodziłam niżej. Czyli poprzedzający tekst przeczytałam wcześniej. Nie zaglądając do bieżącego, napłynęły do mojej kory mózgowej -wbrew pozorom, posiadam ją,tak wiem sama jestem zaskoczona;)- refleksje,iż jedynym momentem w moim życiu gdy liczyło sie Ja ,gdy znałam swoją wartość, gdy podchodziłam do siebie bezkrytycznie ,gdy wiedziałam kim jestem był okres dzieciństwa-może nie do końca szczęśliwy ,może nie do końca taki jaki powinien być, i z całą pewnością za krótki-ale był i wtedy wiedziałam, potrafiłam zdefiniować Swoje prawdziwe Ja! Niesamowite! Niesamowite są dla mnie dwie rzeczy.
Primo-będąc białą kartką wie sie o sobie więcej i cieni sie bardziej niż gdy sie już zdobyło bagaż doświadczenia i wiedzy.. a
Secundo-jak bardzo zgodne refleksyjnie potrafią być,tak bardzo różne od siebie kobiety, jakimi niezaprzeczalnie jesteśmy prawda Katrino ;)??