wtorek, maja 01, 2007

Miles from where you are


Raczej bez związku to wszystko, ale czasem tak bywa, u mnie bywa tak coraz częściej.


W czwartek uczyliśmy się o tym, jak karmić dzidziusie, kiedy podawać mleko bezlaktozowe a kiedy bezglutenowe, oraz czy wolno jeść bułeczki karmiąc piersią czy też raczej należy przerzucić się na szyneczki. To wszystko okazało się sprawą wysoce skomplikowaną, dziewczęta zaczęły panikować i chyba żadna teraz nie chce zostać mamusią, choć przecież żywienie dzidziusia to najmniej skomplikowany problem macierzyństwa. Przynajmniej są ścisłe wytyczne, jest jakiś regulamin, w razie wątpliwości jest zawsze dietetyk, zaś granica między dozwolonym a niedozwolonym jest bardzo wyraźna. Potem robi się gorzej, pediatrzy nie posiadają prostych rozwiązań na problemy dzieciństwa i okresu dojrzewania, a mamusiom i tatusiom rośnie Problem, z dnia na dzień coraz większy, z tygodnia na tydzień coraz trudniejszy, z miesiąca na miesiąc coraz bardziej niezrozumiały, a wtedy każda mamusia i każdy tatuś chcieliby znów móc wybierać między mlekiem laktozowym i bezlaktozowym.

No a tak poza tym, to jak łatwo się domyślić, po czwartku były piątek i sobota, była także niedziela, ale nic ciekawego się wtedy nie działo, przynajmniej ja nic takiego nie pamiętam. W końcu był poniedziałek, było kolokwium u Asystenta najlepszego z możliwych i wreszcie był Kasztelan, właściwie były dwa Kasztelany, po których zrobiło mi się błogo i nawet zaczęłam się uśmiechać.

Za dużo jem i za dużo śpię, chciałabym przerwać to błędne koło, ale stanie się to pewnie dopiero wtedy, kiedy spodnie zamiast spadać zaczną być ciasne. Póki co, rozważam wiele możliwości, żyję majem, nie bardzo wyobrażam sobie tego, co ma nastąpić potem, nie bardzo wyobrażam sobie czerwiec, w ogóle nie wyobrażam sobie G. w białej sukience i ze złotą obrączką ani mnie znowu w samolocie do P. - przyszłość wydaje mi się absolutnie niezrozumiała i absolutnie niemożliwa.

Zdecydowanie nie umiem mówić tak, co jest przyczyną wielu nieporozumień i rozczarowań innych ludzi; J. na pożegnanie przytula mnie mówiąc równocześnie ale wiesz, że chciałbym cię obmacać. Wcześniej proponuje się nam trójkąt a później, znacznie później, chłopcy w McDonaldzie chcą wiedzieć co studiujemy, kiedy się dowiadują trochę rzedną im miny, ale są twardzi i bawią nas rozmową przez kolejną godzinę. Właściwie bawi nas jeden, drugi milczy i patrzy, co podoba mi się znacznie bardziej niż gadanie. Nie no, naprawdę jest fajnie, tego chyba chciałam, tak mi się przynajmniej wydawało do niedawna, chociaż teraz nie jestem już tego taka pewna. Wątpliwości zagłuszam czekoladą, dużą ilością czekolady, ale coraz częściej dochodzę do wniosku, że to czego chcemy niekoniecznie jest tym, czego potrzebujemy.

1 komentarz:

evelle pisze...

Przewidywanie jest zdecydowanie przeceniane. A przynajmniej warto spróbować sobie wmówić, że tak jest. Ja się pławię w złudzeniach i nurzam w bajorku okłamywania samej siebie. Podobno kąpiele błotne są dobre na cerę.
Pozdrawiam serdecznie
:)