sobota, grudnia 23, 2006

♫ There's blood in my mouth 'cause I've been burning my tongue all week

Znowu milczałam, A. mi pisze - Napisz coś, bo nudno, W. wierci mi dziurę w brzuchu pytając natrętnie - Kiedy będzie nowa notka? a ja nawet chciałam, nawet bardzo chciałam coś napisać, ale szczerze mówiąc nie miałam kiedy zastanawiać się nad rzeczywistością, ubierać ją w słowa i zdania, poza tym W. wymysliła, że zamknie mnie w pokoju z komputerem i kontenerem wina, bo według niej mnie to pomaga w tworzeniu, że niby dzięki alkoholowi ja lepiej piszę, że wtedy ją bardziej czesze, ale, wiecie, kto by tam wierzył W., więc ja się nie dałam i nie pisałam.
No i nie piłam, abstynentką byłam, G. na Wigilii mówi - I dobrze, przynajmniej raz Ty zamówisz taksówkę i nie trzeba Cię będzie pilnować. Czuje się nieco głupio, ale nie można przecież zaprzeczyć oczywistemu, więc uśmiecham się niepewnie, spuszczam wzrok i syczę G., że jej potem skręcę kark. Oczywiście mi się nie udaje, ona mówi Stop pneumokokom i już niestety nie potrafię jej skręcić karku.

A wcześniej nieco, wiecie, tak początkiem grudnia, to ja się uczyłam, co zdziwiło nie tylko mnie, ale chyba też i innych. Nie, no co Wy, nie zrobiłam się wyjątkowo pilna, siła wyższa po prostu, na każdego przychodzi czas prawdy, na mnie nadszedł w grudniu, stanęłam twarzą w twarz ze Staphylococcus aureus i Orthomyxoviridae i - o dziwo - zatriumfowałam. A po czasie prawdy nadszedł czas rozliczeń, a przecież nikt nie chce się rozliczać, ja też nie chciałam, odwlekałam moment rozliczenia, ale w końcu nadszedł czwartek i dłużej nie dało się uciekać. Więc siadłam, otworzyłam czerwoną księgę i przez dwanaście godzin rozliczałam się z toczniem układowym, durem brzusznym i objawami kiły wrodzonej; i gdy w piątek rano pompowałam w siebie redbulla i kawę, by nie zasnąć przed doktorem W., kiedy będę prezentowała wynik mych wyliczeń, pomyślałam sobie, że byłoby to wysoce niemoralne, gdybym dostała ocenę powyżej dostatecznej. Życie jednak jest niemoralne, ja jestem wysoce niemoralna i najwyraźniej doktor W. też moralny zbyt nie jest. Upadły moje ideały, po raz kolejny zresztą, upadły i już nie wstaną i niech mi nikt nie mówi, że bez pracy nie ma kołaczy (czymkolwiek są te kołacze).

Święta mnie w tym roku zaskoczyły, do niedawna w ogóle nie wiedziałam, że jest już grudzień, nie sluchałam radia, nie slyszałam Last Christmas, nie oglądałam telewizji i nie widziałam reklamy Coca-Coli, nie chodziłam po centrach handlowych i nie korzystałam z promocji, więc, wiecie, święta dopadły mnie znienacka, zaatakowały podstępnie, gdy wyszłam wieczorem z P. na spacer a na Rynku jakiś chór śpiewał kolędy. I wtedy do mnie dotarło, że to już, że za parę dni będę musiała brać udział w tych starych rytuałach, bedę musiała pokłuć się świerkiem ubierając choinkę wszystkimi półwiecznymi ozdobami (bo taka jest tradycja), będę musiała przytyć te trzy kilogramy stracone w pięknym stylu (bo taka jest tradycja), udawać, że bardzo przeżywam pasterkę (bo taka jest tradycja) i że wcale mi nie przeszkadzają piękne mowy o dobroci, pojednaniu i przebaczeniu, jakby wykazanie dobrej woli możliwe było tylko 24 grudnia (bo taka jest tradycja). Więc, wiecie, wtedy, kiedy śpiewał ten chór (co chyba też jest jakąś tradycją), mimo że śpiewał bardzo ładnie, to nie ucieszyłam się, że to już za parę dni.
No, ale potem był poniedziałek i były zakupy w centrum handlowym i ja się naprawdę opierałam, nie chciałam naprawdę, walczyłam do ostatniej zlotówki, ale komercja ma niezwykłą silę przyciągania a moja próżność nie ma granic. Myślałam, że ma, łudziłam się, że duchowa uczta mi wystarcza, ale myliłam się, jestem zwykłą, przeciętną samicą, która niezmiennie kocha krótkie czarne sukienki z dużym dekoltem, uwielbia czarne pończochy i umiera na widok czarnego płaszcza w stylu Audrey Hepbourn. Mama pyta mnie z wyrzutem - Czemu Ty musisz same drogie rzeczy wybierać. Nie mogłyby Ci się podobać takie za 30 złotych? No ale ja nie potrafię - próbuję naprawdę, wybieram tańszy płaszcz, żegnam się ze stylem Audrey, ale mama kręci głową i wzdycha lepiej oddaj to i kup sobie ten czarny tylko dopłać różnicę.
I wiecie?
Ja od dwóch dni nie myślę o niczym innym tylko o dniu, kiedy pójdę do Zary i kupię ten płaszczyk.

A choć nie cierpię składać życzeń i bynajmniej nie udzielił mi się nastrój tych świąt to pożyczę Wam bardzo banalnie i bardzo szczerze radosnych i spokojnych świąt Bożego Narodzenia.

Buzi.

Może jeszcze się kiedyś odezwę - w końcu 25 grudnia koniec mojej prywatnej prohibicji.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

STOP PNEUMOKOKOM! hahahaha, to chyba bawi tylko nielicznych wybranych ;>
radosnych, wesołych itd., a Nowego ROku obfitego w Nowe Notki ;) :*

Unknown pisze...

hej mam pytanko, skąd można ściągnąć grey's anatomy?:)