wtorek, sierpnia 01, 2006

Jeszcze w P. rozmawiam z Siostrą przez telefon - mówi trochę o Gdańsku, trochę o plaży, trochę o lodach, w końcu pytam ją czy dalej za mną codziennie płacze. Płaczę tylko wtedy, kiedy sobie o Tobie przypominam, więc teraz trochę Cię zapominam, żeby nie płakać. Jak Cię zapominam to nie płaczę, wiesz? odpowiada radośnie odkrywając w wieku lat dziewięciu jedną z tych prostych zasad miłości, ktore z wiekiem stają się coraz trudniejsze do zastosowania. Dzwonię do niej w sobotę i mówię, że już może zacząć sobie mnie przypominać, bo niedługo mnie zobaczy.

W piątek wyjeżdżamy na szczyt Wieży, żegnam się z Miastem i jest tak pięknie, tak pięknie, że przypomina mi się Incipit Mickiewicza i szepczę bez sensu Nad wodą wielką i czystą błysnęło wzdłuż i grom ryknął i woda tonią przejrzystą odbiła światło i głos zniknął. A woda jak dawniej czysta stoi wielka i przejrzysta, tę wodę widzę dokoła i wszystko wiernie odbijam i dumne opoki czoła i błyskawice - pomijam.

Dwa dni później - samolot pełny dzieci, niebo pełne chmur, ja pełna wątpliwości, ale wracam do domu i chyba jestem nawet z siebie dumna, co zdarza mi się dość rzadko, więc jestem dumna z własnej dumy a do pelni szczęścia brakuje mi tylko Placebo. Nadrabiam ten brak tuż po powrocie, intoksykując się Meds i Follow the cops back home i niech mi nikt nie mówi, że nowa płyta jest beznadziejna, bo z wyjątkiem trzech gniotów jest moim zdaniem świetna - stężenie Molko w Molko wynosi 100%, niewiele niepotrzebnego hałasu, parę oryginalnych fragmentów i może ja się nie znam, ale wcale się dla mnie nie wypalili. Siostra ogrywa mnie w remika i również stwierdza, że jej się podoba (On tak fajnie śpiewa "Trying my best not to forget"), ale zaraz ciągnie mnie do swojego pokoju i włącza jej nowe odkrycie w postaci Katie Melua, zaznaczając od razu, że poki co i tak nic nie przebija Beatlesów, których słucha na okrągło.

Na dobranoc czytam Chirurgię plastyczną Holle'a, przedłużając sobie sztucznie pobyt na sali operacyjnej i z każdym przeczytanym rozdziałem blizny, oparzenia, przeszczepy skóry wciągają mnie coraz bardziej. Powrót z P. trwa znacznie dłużej niż 2 godziny lotu - wciąż nie mogę się nadziwić, że mogę mówić po polsku, że wszędzie odrapane mury, że nie ma Saint Germain des Pres i że nie widać Wieży; jednak z każdą rozmową z Mamą, z każdym dowcipem Taty, z każdym mruknięciem kota przeklęte znienawidzone ukochane Miasto oddala się coraz bardziej a ja coraz bardziej przybliżam się do ojczyźnianej rzeczywistości, choć jeszcze jej nie dotknęłam, jeszcze jej na sobie nie poczułam i chyba tak wolę, tak mi się bardziej podoba.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Pchełko, dziwny zbieg okoliczności. Przed samym wyjazdem do Francji koncert Placebo na Open'erze, a potem trzy tygodnie Meds w sluchawkach i jeszcze nie mam dosyc, to JEST dobra plyta. Ciekawam tylko, ktore numery uwazasz za gnioty :-)

Kate pisze...

Uch, trochę się wkopałam tymi trzema gniotami, bo prawda jest taka, że po przesłuchaniu n-razy całej płyty doszłam do wniosku, że jedynym utworem, ktorego nie jestem w stanie znieść jest "Because I want you" - pomimo najszczerszych chęci wysiadam po 30 sekundach, ta linia melodyczna wyjątkowo działa mi na nerwy ;)
Nie jestem wielką fanką "Space monkey" i "Drag", ale i w nich odkryłam kilka takich fragmentów, że absolutnie nie mogę nazwać tych piosenek gniotami :)

Cała reszta to istne cudo i teraz ja z kolei jestem ciekawa, ktore utwory Tobie przypadły do gustu a które nie bardzo :)

Anonimowy pisze...

Kurdę, ale mam fajne radio! Nawet nie wiedziałam, że może się samo włączyć i zawyć radiem ZET.Olać.

Do Paryża to ja bym za stado orangutanów nie pojechała. Nie znoszę wszystkiego co francuskie, nawet ciasta.

ostrożności życzę!

Anonimowy pisze...

Alors ;-)

Chwilowo faworytami są Post Blue ("I'd break the back of love for you"), Meds ("and sex and drugs and complications"), Follow the Cops Back Home ("time to imbibe, here's to you") oraz Broken Promise (z roznych wzgledow ;-))

Nie moge sie przekonac do In the Cold Light, One of a Kind oraz Because I Want You.

Nnno. Ale juz dzis w Empiku ogladalam wydanie Medsow z DVD.

Anonimowy pisze...

az mi wstyd troche, bo ja tu takie dyskusje, a ze mnie open'er wyparowal zaraz po przyjezdzie i jestem na etapie wszczynania choralnego spiewania prawdziwie nacjonalistycznych, bo czysto czetnickich piesni na imprezach z serbskimi serbami... ;>

Kate pisze...

M-G, francuskie rożki z jabłkami sa palce lizać! Przynajmniej te robione przez moją mamę ;) Ja tam za Żabojadami nie przepadam, ale mam słabość do ich kraju a w szczególności do Paryża.

Cashew, to mamy tych samych faworytów - ja jeszcze bardzo lubię Infra-Red (fajnie można się odreagować skacząc i krzycząc there is no running that can hide you coz I can see in the dark.) i Song to say goodbye.Daj znac jak to wydanie z DVD :>

Hyrką to naucz się tych pieśni porządnie, żebyś mogla dać nam koncert na kolejnej wspólnej imprezie :P