czwartek, marca 02, 2006

Trzy godziny

Z dedykacją dla Vee, Szymona i Jakuba.

Czym są trzy godziny? W skali wieczności, niczym. W skali roku, niepomiernie małym jego ułamkiem. W skali tygodnia, mogą już być ratunkiem dla niezorganizowanych i zagonionych. A w skali dnia? W skali dnia, 3 godziny stanowią już znaczną część naszego dobowego czuwania. Mogą minąć w mgnieniu oka, jeśli spędzone są na korzystaniu z uciech życia doczesnego lub na rozwijaniu swoich pasji. Mogą mijać w normalnym tempie, jeśli wykorzystujemy je na naukę lub pracę, jeśli stanowią tylko obowiązek. Mogą też, niestety, być wiecznością.
3 godziny jazdy pociągiem, 3 godziny stania w kolejce, 3 godziny pilnowania szatni szkolnej (trauma z liceum), 3 godziny mierzenia butów lub ubrań (tak, wiem dla kobiet to przyjemność - więc oznajmiam - nie dla wszystkich) etc etc. Co łaczy te wszystkie rzeczy? Całkowity brak konstruktywnego działania, brak myślenia, brak zainteresowania - ogólnie mówiąc brak. Nuda - przez Baudelaire'a uroczo zwana potworem bez ruchu i mowy, brzydszym i nieczystszym od najgorszych występków. Nie mogę powiedzieć, żebym nie zgadzała się ze słowami Mistrza.

Unikam więc jej jak tylko można, ale ona dopada. Dopada człowieka wtedy, kiedy najmniej się jej spodziewa, kiedy jest pozbawiony wszelkiego oręża w postaci czy to książki, czy to muzyki czy sprzyjających warunków środowiskowych. Wgryza się wtedy w umysł, oblepia swoimi mackami wszystkie neurony, paraliżuje myślenie, wysysa radość życia a jakiekolwiek chęci do działania miażdży swą paskudną wielką stopą zwaną marazmem.
Nie zawsze działa sama. Ma swoich sprzymierzeńców. Może nim być nudziarz, z którym przyjdzie rozmawiać, niespiesząca się pani na poczcie, dyrektorka liceum z umysłem wielkości orzeszka (jej pomysłem były dyżury w szatni) lub też... wykładowca o monotonnym sposobie mówienia. Tak, w szczególności ten ostatni. Ponoć cytometria przepływowa oraz mechanizmy działania cząsteczek sygnalizacyjnych są ciekawe. Ponoć. Nie zaprzeczam. Jednakże dziś przez ową cytometrię i owe cząsteczki sygnalizacyjne zostałam ofiarą Nudy. Dopadła mnie, zabierając mi z życia 3 cenne godziny, podczas których grałam w tenisa w telefonie T. , zabijałam komary w telefonie S. oraz malowałam bliżej niesprecyzowane kształty na kartkach, po to by ostatecznie pogrążyć się w stanie permanentnej wegetacji ze wzrokiem utkwionym w jednym punkcie.
Tak oto, proszę państwa, wyglądały pierwsze zajęcia z genetyki.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

co? jak? gdzie? kiedy? przecież byłyśmy w tej samej sali, a ja mam całkowicie inne odczucia! tj. jedyną rzeczą, która sprawiała, że chciałam już stamtąd wyjść był nieznośny ból brzucha, a sam pan S. jak dla mnie bardzo pozytywny :)

Kate pisze...

Vee,lektura wzbogaca - jak mu będziesz czytać to się szybciej będzie rozwijał:P

Hrk, to w sumie mnie trochę pocieszyłaś. bo ja generalnie w czwartek nie miałam nastroju na NIC i wszystko wydawało mi się
a. nudne
b. nudne
c. nudne
więc może za tydzień będzie lepiej. Liczę na to. Zresztą wyciągnęłam "Genomy" Browna, przypomniałam sobie stare dobre czasy, kiedy genetyka była moim ulubionym działem i się już zmotywowałam:D

Anonimowy pisze...

zqzdroszcze Ci ];-> chcalabym miec taka genetyke;]!