środa, maja 18, 2005

Grrr....

Marudzę. Pada deszcz. Nie mam parasolki. Jest zimno. W perspektywie 300 stron histologii, jakies 1000 z anatomii i francuski (wreszcie trzeba nauczyć się pisania piekielnej "synthese"). W tle, na pokuszenie, 4 filmy. A własciwie 6, jakby wziąć pod uwagę jutrzejsze odcinki "Lost" i dwugodzinny "Alias". Jutro znów muszę wstać o 6.30 i znów będę niewyspana, bo jakby mogło być inaczej. Mam do wypełnienia koszmarne niebieskie i zielone formularze w języku wyspiarskim i za cholerę nie wiem czego oni ode mnie chcą. I co poniektórzy też wiedzą, że nie wiem czy formularze owe wysyłać czy nie. I w ogóle co robić. I bez sensu jest, bo ja nie cierpię podejmowania Ważnych, Bardzo Trudnych Decyzji. Argh
Ostrzegam więc wszystkich, którzy będą mieli ze mną do czynienia - będę gryzła.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Kasia, gdzie ty bez nas chcesz jechac? Po co? dlaczego planujesz nas opuścić? Skąd znasz język kanaryjski? Po co akurat w nim te doki? Uważaj, bo trafisz do hiszpanii na "29 listopada" zdaje się

Anonimowy pisze...

Czemu wszyscy jak są źli to u zywają zwrotu "Grrr???"

Kate pisze...

Oj Gosiu, bo to grr wyraża wszystkie możliwe emocje złości, frustracji i czegokolwiek jeszcze :)
I żadne Kanary niestety, tylko chłodne, deszczowe wyspy. I nie zrozumiałam ostatniego zdania:P