poniedziałek, sierpnia 30, 2010

No alarms and no surprises

wiem czego chcę, mam swój plan na życie, znalazłam w nim czas na pracę, botoks w wieku 30 lat i lifting w wieku lat 40, mam w nim pieniądze na podróże, dobre ciuchy i niezłe mieszkanie. to jest zajebiście dobry, pusty plan na życie. i patrze w lustro i mówię sobie, patrz jaka jesteś ładna, jaka zadbana, trochę za gruba, ale na to są tabletki, trochę smutna, ale na to jest alkohol, trochę samotna, ale na to jest seks, ale patrz, patrz, jaka jesteś zajebista, wszystko już o sobie wiesz, znasz się na wylot, wiesz już ze nie stać cię na więcej miłości, wiesz już ze nie stać cię na dzieci, wiesz już to wszystko, teraz tylko musisz przeżyć swoje zajebiste, drogie, puste życie, a potem przejść na druga stronę i rozpłynąć się w nicość. to naprawdę nie jest takie trudne, tysiące ludzi robi to codziennie. wstają rano, piją kawę, idą do pracy, walczą o jakieś akcje, paliwa, pieniądze, o jakiś kompletny bezsens, potem wracają do domu, zajmują się zajebistymi rozrywkami, które maja sprawiać przyjemność (i są przyjemne, mniej więcej tak jak seks bez orgazmu), a potem idą spać.
zresztą o co może chodzić w życiu, trzeba je po prostu jakoś przetrwać, jakoś tak żeby bardzo nie bolało, nie bardzo uwierało. może my za wielkie halo robimy z życia. jak się robi wielkie halo to potem trzeba to uzasadniać, szukać sensu, szukać głębi. ja już szczerze mówiąc jestem zmęczona szukaniem sensu, mam serdecznie dość zastanawiania się co będzie dobre, a co będzie złe, co będzie jeśli wybiorę a, a co będzie jeśli wybiorę b.
życie jest dobre tylko w pewnych momentach. na przykład w klubie, gdzie jest się główną atrakcją wieczoru , albo z siostrą próbując rozróżnić klarnet od oboju w 9. symfonii Dvoraka, albo na plaży w Miami, gdzie przystojny pusty chłopiec wciera olejek w plecy, albo w szpitalu stojąc 12 godzin do operacji.
to są dobre momenty w życiu. i tylko tego mogę się trzymać, i tylko taki sens widzę w życiu, cala reszta to tylko konieczny obowiązek.