wtorek, kwietnia 24, 2007

Brighter Discontent

Dziś rano zbudziłam się i miałam wrażenie, że wciąż śnię. Zerknęłam przez okno, ale świat z tym ślepym księżycem i klasztornym murem okazał się równie odrealniony jak moje mieszkanie. Miałam nadzieję, że w końcu mi przejdzie, przecież ile można śnić na jawie, ale uczucie nie mijało a to szkło na chodniku i A Perfect Circle w słuchawkach wcale nie pomagało mi się obudzić. Potem był jeszcze rozczłonkowany szczur, bezdomny o kulach i nachalny gołąb a najlepsze jest to, że to wcale nie był sen, to wszystko zapewniają Aleje Wielkich Poetów w sezonie wiosna-lato 2007. Zapraszamy serdecznie, to naprawdę warto zobaczyć, to naprawdę warto przeżyć.

W słuchawkach znów zaskoczył mnie Paul Banks śpiewając dokładnie to samo, co śpiewał mi prawie rok temu, tylko tym razem nie przypisuję tym słowom większego znaczenia, właściwie nie przypisuję im żadnego znaczenia - może dlatego, że G. uczy mnie uśmiechać się do chłopców wykazujących zainteresowanie, może dlatego, że chłopcy zmieniają się zbyt szybko, a może dlatego, że wcale już nie mam ochoty na dramatyczne historie z łezką w tle. Może to dlatego. A może nie.

Życie chyba nie przerastałoby mnie tak bardzo, gdybym wreszcie zrobiła porządek w mieszkaniu, ale ta pusta butelka po coli trzęsie tyłkiem, kiedy chcę ją wyrzucić, te kredki na biurku syczą, gdy chcę je sprzątnąć a talerzyk na stole pokazuje mi język, kiedy chcę go schować do zmywarki. Skoro przedmioty są tak przerażające, to jak nie mają budzić mojej grozy te wszystkie obietnice, zobowiązania, działania i plany? Dlatego wolę schować się pod kołdrę, zaszyć w najciemniejszym kącie pokoju, niech nikt mnie nie szuka, niech nikt mnie nie woła, ja sobie pośpię, ja sobie to wszystko prześpię, a kiedy się wreszcie zbudzę to butelka po coli będzie już w koszu, kredki w pudełku i talerzyk w zmywarce a ja będę mogła zająć się obietnicami, zobowiązaniami, działaniami i planami.

sobota, kwietnia 21, 2007

Bardzo długo szukałam czegoś do uchwycenia, do zapisania i uwiecznienia, jednak trudno znaleźć punkt zaczepienia w natłoku myśli, zdań i słów, które od kilku tygodni towarzyszą mi każdego dnia, od chwili przestąpienia progu uczelni do wieczornego odłożenia słuchawki telefonu, od porannego jęku nad głupotą świata do otarcia łez ze śmiechu nad głupotą własną. Nie potrafię wybrać spośród planów, zamierzeń i działań mniej lub bardziej przemyślanych, mniej lub bardziej słusznych, mniej lub bardziej pochwalanych przez ogół. Zwykle zresztą są one nieprzemyślane i niepochwalane, co czyni je tym ciekawszymi, słusznością nie zawracam sobie głowy, Czas zajmuje się udowadnianiem takich rzeczy.
Rzecz w tym, że naprawdę nie potrafię streścić ostatniego miesiąca, brak mi chyba chęci, brak mi chyba weny, ale jeśli ktoś jest zainteresowany, jak wygląda ostatnio moje życie to proponuję zajrzeć TU.*

*Lajfstajl Autorki niewiele różni się od mojego, mimo że Autorka twierdzi inaczej i wyolbrzymia różnice. Jest to tylko kwestia jej pierścionka na palcu i mojej nadmiernej kochliwości a przecież to żadne różnice są. Żadne.

niedziela, kwietnia 08, 2007

Nuda, panie

Słuchanie Joy Division w Niedzielę Wielkanocną nie jest chyba na miejscu, szczególnie, jesli weźmie się pod uwagę, jak Ian Curtis zakończył swój żywot, ale przy moim wrodzonym zamiłowaniu do kontrastów to i tak nie jest najgorzej. Mimo wszystko wracam myślami dość często do tamtej soboty, mimo wszystko pewne widoki i pewne zdarzenia trwają żywo w pamięci i nawet nie wymagają wielkiego wysiłku, żeby je sobie przypomnieć. Stałyśmy się z G. całkiem niechcący najbardziej kontrowersyjnymi postaciami wieczoru, w szczegóły nie wnikajmy, myślę, że byłoby to nie na miejscu, mnie wystarcza etykietka skaczącej z kwiatka na kwiatek, G. wystarczy etykietka wiecznej narzeczonej, nowe etykietki zepsułyby nam image, na który zbyt ciężko pracowałyśmy.
Zresztą, nie jest najgorzej, niektórzy uprawiają seks na ulicy, znaczy da się, najwyraźniej wszystko się da a pomysłowość ludzka nie zna granic.

poniedziałek, kwietnia 02, 2007

Tulipany

Strąciłam wazon, nawet obyło się bez brzęku tłuczonego szkła, tylko te tulipany na podłodze, to był trochę przerażający widok. Tulipany są piękne jedynie w całości, jedynie kiedy stoją w wazonie, gdy tracą głowy robią się straszne. Patrzyłam na zielone kikuty, na czerwone płatki, na wodę koloru brudnej krwi, patrzyłam tak długo, aż w końcu zaczęłam się bać tych zielonych łodyżek i tych czerwonych płatków, zamknęłam oczy, wyrzuciłam kikuty, wyrzuciłam płatki, wodę starłam, śladu nie zostawiłam.

To jest dość szybki proces - cięcie, akcja, cięcie. Nigdy nie dostajesz rolki z filmem, czasami sprezentują Ci zdjęcia promocyjne, to wszystko na co ich stać. Popatrz jakie miałam ciekawe życie, popatrz ile się działo, to jest moje portfolio z kolejnych zderzeń i rozwiązań, z kolejnych przebłysków i zaćmień. Pomiędzy nieme zdjęcia wklejam rozmowy, chcę dodać realizmu tym kiczowatym bohaterom w tej kiczowatej scenerii, ale przemożne uczucie nazwania tego telenowelą nie chce mnie opuścić, narasta wręcz, więc w końcu z hukiem zamykam album, odkładam na półkę, zasłaniam książkami, żeby zniknął mi z oczu.

Zrobimy nowe zdjęcia, nakręcimy nowy film, może wreszcie dostaniemy Oscara.

niedziela, kwietnia 01, 2007

Borderline

Gorycz moja przelewa się powoli, spływa kroplami z ust i oczu, ludzi widzę tylko przez nią, do ludzi mówię tylko z nią. Nie obiecuj, nie wierz, nie ufaj, nie mów. Zasznuruj usta, zszyj dioksanonem, żeby ślad nie został, tak będzie dobrze, tak będzie lepiej.

Zmartwiałam od środka, zdrętwiałam, zamarzłam, niektórzy starają się mnie rozgrzać, ale to działa tylko na zewnątrz, na zewnątrz robi się ciepło, robi się dobrze, ale co ze środkiem co ze środkiem co ze środkiem powtarzają głuche głosy wewnątrz mojej głowy. Może gdybym głowę rozbiła o bruk, może gdybym stłukła tę skorupę zamykającą mnie w klatce własnych myśli, może wtedy wypłynęłyby głosy, wypłynęłaby gorycz a ja wreszcie odpoczęłabym od samej siebie.

Jeszcze żyję myślą o Londynie, o locie 2433 i o 23 maja, kiedy na cztery dni zapomnimy z G. o tym, co było i o tym, co będzie a żyć będziemy tylko tym, co jest. Może to moja jedyna szansa na odpoczynek w najbliższym czasie.

Księżyc był dziś czerwony, jak to zwykle bywa przed wojną. Szykuję broń.